Lwowska 1
Poprzedni adres: (Nowo)Wielka 1, numer hipoteczny: 6039, rok budowy:
1904-05 (wg "Atlasu" 1905-06). Projektant: Jan Nepomucen
Karol Fijałkowski (1871-1919), wychowanek Instytutu Inżynierów
Cywilnych w Petersburgu, twórca m.in. gmachu Stowarzyszenia
Techników Polskich przy ul. Czackiego.
Niegdyś stała tu neogotycka kamienica Gawrońskich (znana rodzina
arystokratyczna, z której pochodzi Jaś Gawroński, włoski deputowany do
Parlamentu Europejskiego) wybudowana na trójkątnej parceli stanowiła
aż do Powstania jeden z
charakterystycznych "dziobów" wychodzących na Plac Politechniki. Swoją
siedzibę miała tu drogeria Gąsowskiego oraz fryzjer Dolewski. Dom
Gawrońskich był luksusowym "apartamentowcem" ze wszelkimi
udogodnieniami, były tu "elektryczne podnośniki osobowe" i urządzenia
zabezpieczające do podgrzewania wody w samowarach (?). Po Powstaniu
dom został podpalony przez Niemców, a jego zewnętrzne mury stały do
lat 50-tych.
Był to "czteropiętrowy budynek o dwóch długich
skrzydłach zakończonych ryzalitami i miał szczególnie efektowny
ścięty dwuosiowy narożnik. Powyżej parteru przepruwały go dwa piony
głębokich loggii balkonowych, z których najwyższe zamknięto
ostrołukami. Ponad gzymsem koronującym wznosił się stromy trójkątny
szczyt ujęty sterczynami i wypełniony okulusem z czterolistnym
maswerkiem. Ponad szczytem górował hełm o trapezowym przekroju
pionowym, kryty rombową łuską blaszaną i zwieńczony kutą
balustradką. Kamienica łączyła w wystroju cechy neogotyku z
eklektyzmem, widoczne także we wnętrzu reprezentacyjnej sieni."
(J. Zieliński, "Atlas...")
Niestety,
nie zachowano starych fasad ani nawet
przedwojennego planu posesji, stawiając na tym miejscu dosyć nijaki
5-cio piętrowiec. "Od zawsze" mieścił się tu zakład fryzjerski, gdzie
po raz pierwszy dostąpiłem strzyżenia - potem Rodzice byli w stanie
zaciągnąć mnie tu tylko siłą. Raczej nie jest to spadkobierca zakładu Dolewskiego, ale tradycja jest,
a raczej była - pod koniec 2007 roku doszły mnie słuchy o wymówieniu
lokalu przez wspólnotę! Podczas wypadków 1956 roku dom był
jeszcze, jak wspomina RW, w stanie surowym. Odbyła się tam bitwa z
atakującą milicją nacierającą z głębi Lwowskiej chcącą wyprzeć
manifestantów z placu przed Politechniką. "Uciekając wskoczyłem w
100, ale dostałem pałą w plecy. Czuję to do dziś." - wspomina RW.
Jerzy S. Majewski tak pisał o tym domu:
"Czteropiętrowy dom powstał w 1905
r. na posesji kupionej przez Gawrońskich od Jakuba Spiro. Wzniesiono
go w miejscu, w którym jeszcze kilka lat wcześniej rozciągały się
ogrody. Resztki starych drzew otaczających kamienicę zobaczyć można na
fotografiach z początku XX w. Kilka lat później i one zostaną wycięte
pod budowę kolejnych domów dochodowych. Dom stanął na narożnej działce
u zbiegu Lwowskiej (wówczas Wielkiej), No-akowskiego (w tamtym czasie
Polnej) oraz placu Politechniki. Miejsce było usytuowane na skraju
miasta, ale dzięki wzniesieniu tuż obok kilka lat wcześniej gmachów
Instytutu Politechnicznego im. Mikołaja II należało do bardzo
ruchliwych.
Architekt Jan Fijałkowski wykorzystał to
sąsiedztwo i nadał kamienicy monumentalny wyraz. Jej elewacje
opracowane zostały w duchu eklektyzmu z przewagą motywów inspirowanych
sztuką gotyku. „Gotyckie" formy pojawiły się w wystroju ostrołukowych
loggii, kształcie szczytów i balustrad. Do sztuki gotyku nawiązywał
też wystrój przejazdu bramnego i sieni. Znalazły się tu m.in.
dekoracje gipsowe sufitu nawiązujące formą do żeber sklepiennych.
Pojawiły się dekoracyjne fryzy z motywem rozety. „Gotycka" była
wreszcie kuta w metalu lampa. Czy przetworzone elementy sztuki
średniowiecznej znalazły się też w wystroju mieszkań? Być może,
chociaż z reguły w neogotyckich kamienicach warszawskich poza
wystrojem przejazdu bramnego wnętrza opracowywane były już w stylach
nowożytnych.
Narożna kamienica praktycznie pozbawiona była
oficyn - nie licząc krótkiej tylnej oficynki. Za to miała maleńkie
podwórko wewnętrzne. Wjazd na nie wiódł przez bramę zwróconą w stronę
Wielkiej. W kamienicy byty wyłącznie mieszkania, także na parterze. Z
bramy wchodziło się na główną klatkę schodową. Tutaj też znalazła się
winda elektryczna, nazywana w tym czasie podnośnicą osobową. Z klatki
wiodły reprezentacyjne wejścia do mieszkań usytuowanych w obydwu
skrzydłach kamienicy od Wielkiej i Polnej. Były to mieszkania cztero-,
pięciopokojowe z „alkowami dla służących przy kuchniach, oddzielnym
pokojem dla służącego, wanną z umywalnią i ubikacją oraz spiżarnią". W
budynku znalazło się też kilka mieszkań trzypokojowych. Jak zapewniał
Fijałkowski na łamach „Przeglądu Technicznego", każde pomieszczenie
było „dobrze oświetlone i przewietrzone", a w kuchennych korytarzach
nie zapomniano o zaprojektowaniu pawlaczy na skład kufrów i rzeczy.
„Duże pokoje stołowe mają balkony, a przy salonach - loże ukryte w
narożniku lica z rozległym widokiem na Pola Mokotowskie". Te loże
znajdowały się w wąskiej, zaledwie dwuosiowej elewacji od strony placu
Politechniki. Widok z wyższych pięter musiał być rzeczywiście
efektowny, zwłaszcza że nie wychodząc z domu, bez biletów, można było
obserwować gonitwy koni na torze wyścigowym.
W kuchniach, łazienkach i korytarzach
zaprojektowano posadzki z terakoty. W wyposażeniu kuchni były też
korby żelazne do łamania drewna i węgla, zaś trzony kuchenne
zaopatrzono w wypusty lufowe do odprowadzania dymu z samowarów. To
ostatnie rozwiązanie pojawiło się tu zapewne nieprzypadkowo.
Właściciel kamienicy wyraźnie liczył na lokatorów Rosjan,
zatrudnionych w sąsiednim Instytucie Politechnicznym. Niejedno większe
mieszkanie zajmowali profesorowie uczelni, ale na drzwiach swoje
tabliczki przybijali też rosyjscy urzędnicy czy cywile związani z
garnizonem rosyjskim.
Warto jednak pamiętać, że zwyczaj picia herbaty,
choć przyniesiony przez Rosjan, był powszechny i w domach polskich, co
najlepiej opisywała Jadwiga Waydel-Dmochowska w książce "Jeszcze o
dawnej Warszawie": herbaty pijano w Warszawie dużo, poczynając od
pierwszego śniadania, a kończąc na wieczornym posiłku, który w ogóle
nazywał się "herbatą" bez względu na to, co się do stołu podawało,
prawdziwi zaś jej amatorzy, a tych było bardzo wielu, twierdzili, że
dobra herbata może być tylko z samowara". Ponieważ samowar nie zawsze
„chwytał ciąg", nierzadko wystawiano go na klatkę schodową. Takie
schody z dymiącymi samowarami w dawnej Warszawie nie były rzadkością.
W domach skupionych w „rewirach rosyjskich"
niekiedy przy nastawianiu samowara cywile korzystali z usług
rosyjskich wojskowych. „W szczególnie trudnych momentach spieszył
niekiedy na pomoc diedeńczyk od sąsiada oficera: załamująca się w
harmonijkę cholewa, jak wiadomo, znakomicie zastępująca miech" -
wspominała pani Waydel-Dmochowska. Kamienica przy Wielkiej, a w latach
międzywojennych Lwowskiej l, bez większych zmian dotrwała do Powstania
Warszawskiego. Po wojnie nie została odbudowana. W jej miejscu w końcu
lat 40. podjęto budowę modernistycznego bloku mieszkalnego
pozbawionego dekoracji zewnętrznych, ale neutralnego i dobrze
wpisanego w przestrzeń. Podobny budynek stanął też na drugim narożniku
Lwowskiej i placu Politechniki.
Jadwiga Waydel-Dmochowska opisywała kłopoty z nastawianiem samowara.
Jej zdaniem do rozpalenia ognia niezbędny byt węgiel drzewny, kamienny
nie nadawał się ze względu na wydzielający się czad. Tymczasem o
węgiel drzewny byto w Warszawie coraz trudniej. „Dawni jego dostawcy -
piekarze - przechodzili ze zwykłych pieców chlebowych, opalanych
drewnem, na piece mechaniczne. Coraz rzadziej rozlegały się na
podwórzach głosy sprzedawców: »Wę-ę-gle do samo-waru«. Poza tym trzeba
było umieć rozżarzyć ów węgiel na jakiejś blasze i już purpurowy, aż
przeźroczysty, wsypać do rudy w samowarze, w całym tego sława
znaczeniu dmuchać i chuchać".
Na zdjęciach obok przedstawiam fotki poprzednika
obecnego budynku - prezentował się "odrobinę korzystniej" niż
dzisiejszy dom.
Nie zdradzę tajemnicy danych osobowych jeśli powiem,
że w domu tym mieszkał Wojciech Młynarski. Przeczytaj związane z
Lwowską fragmenty jego wywiadu dla
Gazety Wyborczej.
Zdjęcia obok przedstawiają wspólny portret kamienic Lwowska 1 i
2a w latach 1910 i 1916 oraz w październiku 1944 roku, w momencie
wyjścia pokonanych powstańców z Warszawy. Widać, że oba domy, a
zwłaszcza nr 2a, nadawały się do odbudowy! Zachowały się nawet
neorenesansowe attyki. Później zajęły się nimi specjalne brygady
Niemców podpalające i wysadzające wszystko w powietrze. Czy po ich
działaniach można było jeszcze uratować domy? Nie wiem, nie
widziałem żadnych zdjęć tego miejsca z lat 1945-48.
Nowe domy wybudowane na miejscu tych ze zdjęcia w latach 1948 -56
w zamyśle miały być bliźniakami, lecz nawet i ten zamysł zdradzający
resztki myślenia urbanistycznego zniszczono malując je w latach
80-tych na różne kolory.
Rosjanie w Warszawie
Przed 1914 r. obok Polaków i Żydów stanowili trzecią społeczność
Warszawy. W 1892 r. bez wojska było ich 17 tyś., w 1913 r. już 35 tyś.
Drugie tyle liczył sobie garnizon rosyjski, który tuż przed 1905 r.
osią gnał stan 50 tyś. ludzi. W 1913 r. do Rosjan należało ponad 300
kamienic. Początek naszego stulecia to również czas powstawania
rosyjskich rewirów. Do nich należały okolice Polnej. Warszawscy
Rosjanie obracali się we własnym środowisku. Tworzyli własny świat,
który jednak nie był zupełnie hermetyczny."
Okupacja
14 września 1940 roku na Lwowskiej 1, podczas próby aresztowania trojga członków
Komendy Obrońców Polski zastrzelony został gestapowiec. Niemcy zdobyli
bowiem informacje o planowanym spotkaniu KOP i na kwadrans przed nim
dwóch gestapowców - asystent kryminalny Beventera i tłumacz Otto
Schultz - ukryło się w budynku, w pomieszczeniach pralni "Opus".
Podczas spotkania weszli do mieszkania zaskakując szefa propagandy
KOP Jerzego Kołacińskiego, jego żonę Helenę oraz Jana Bogobowicza
ps. "Litwin" (używającego także fałszywego nazwiska Janusz
Wacławski). Kazali im stanąć pod ścianą z podniesionymi rękami i
rozpoczęli przeszukanie. W pewnej chwili "Litwin" wyjął ukryty w
rękawie pistolet i zastrzelił Beventera, a w walce z Schultzem obaj
zostali ranni. Trójka konspiratorów wypadła na ulicę, gdzie
przypadkowy granatowy policjant aresztował rannego w nogę i brzuch
Bogobowicza. Pozostali uciekli, lecz wkrótce i oni zostali
zatrzymani. W odwecie Niemcy
przeprowadzili aresztowania wśród mieszkańców domów Noakowskiego 4 oraz
Lwowskiej 1 i
3. Być może odwetem za te zdarzenia była również
egzekucja w Palmirach w dniu 17.09.1940 roku, kiedy to rozstrzelano
200 Polaków.
Morderstwo
Tablica na domu upamiętnia tragedię z marca 1996 roku - zamordowanie
przypadkowego przechodnia, studenta I roku PW,
Wojtka Króla.
źródła:
Jerzy S. Majewski w artykule "Herbata i architektura" z cyklu
"Warszawa nie odbudowana" (Gazeta Stołeczna, 16.05.2002),
www.warszawa.przedwojenna.prv.pl
Poziom hałasu przy tym domu, od strony ulicy:
63-68 dB (pomiar z roku 2007)
|
|