22.12.2005
Dodałem zdjęcie
lotnicze okolic Lwowskiej z czerwca lub lipca 1944 roku, wykonane
przez niemieckiego lotnika. Pokazuje ono zabudowę miasta ze
zniszczeniami z września 1939 lecz przez masakrą Powstania.
10.10.2005
Dodałem obszerny opis domu nr 19 znaleziony w
tekście Jeremiego T. Królikowskiego "Architektura a natura Warszawy".
3.10.2005
Niedziela, nr 15/2005
Ulica Lwowska w Warszawie
Jolanta Wyleżyńska
Ulica
Lwowska ocalała z pożogi wojennej łaską Opatrzności. W Warszawie niemal
doszczętnie zniszczonej po Powstaniu 1944 r. stanowi swoisty fenomen.
Ocalało przy niej tak wiele zabytkowych domów, że dla studentów
pobliskiego Wydziału Architektury (róg Koszykowej i Lwowskiej) stanowi
ona żywy podręcznik stylów. Na wielu młodych ludziach, którzy znajdą się
na Lwowskiej przypadkiem, wywiera wrażenie jakiegoś innego świata, o
nieznanym, intensywnym klimacie. Wracają więc tu, aby fotografować coś,
co nie zawsze da się utrwalić, ale też czego nie da się zapomnieć.
Moja Babka z częścią naszej rodziny i ze mną, wówczas dzieckiem,
sprowadziła się na Lwowską przed II wojną światową, w 1937 r.
Zamieszkaliśmy w kamienicy pod numerem 11. Kamienica ta została
wzniesiona dla hr. Tomasza Zamojskiego według projektu architekta
Ludwika Panczakiewicza. Jest ona przykładem najbardziej luksusowej
kamienicy śródmiejskiej doby modernizmu, spośród zachowanych obiektów
tego typu. Jest modernistyczna, a w dekoracji ma wyraźne reminiscencje
secesji.
Byłam jeszcze dzieckiem, kiedy tam przybyłam, dostrzegałam więc sprawy
ważne dla dziecięcego świata. Zadziwiały mnie osobliwości nowego
środowiska, po prostu napotykałam tu na innych niż dotychczas ludzi, tak
bardzo malowniczych – jak mi się zdawało. Tę piękną kamienicę z
niezwykłą bramą i z przejściem wyłożonym wiśniowymi i
grynszpanowo-zielonymi kaflami, ze sklepieniem, które wydawało delikatny
pogłos, kiedy się przechodziło, zamieszkiwali Polacy, Niemcy, Żydzi i
„biali” Rosjanie. Artyści malarze i muzycy, profesorowie i adwokaci,
ekscentryczne damy. W suterenie mieszkał tapicer, pan Gula, a od frontu
w suterenie miała sklepik ze wszech miar oryginalna, bardzo maleńka
kobieta w czerwonym turbanie z szalika, czasami w wyliniałym lisie –
pani Dolota. Miała duży nos i wąsiki i była jak z bajki – taki mały
wschodni strażnik strzegący skarbu w podziemiu. Była poważna, ale do
mnie uśmiechała się ciepło. Moją uwagę przyciągała też niezwykle piękna,
ekscentrycznie ubrana zawsze w czerń Zofia Pruszkowska, malarka, żona
znanego malarza Tadeusza Pruszkowskiego. Inna, ale bardzo wyniosła dama,
Austriaczka, żona właściciela kamienicy, która nie mówiła słowa po
polsku – nosiła niezmienne, brylantowe kolczyki i długie, wytworne
futro. Odpowiadała na moje powitanie po niemiecku, a jej wzrok
łagodniał. Bałam się trochę zrusyfikowanej rodziny starej wdowy po
carskim generale – tzw. Babuni. Owa generałowa w ciężkich chwilach
żegnała nas piękną ikoną Matki Bożej. Myślę do dziś, że to generałowej
zawdzięczamy ocalenie domu, a nawet ulicy. Trudno wyliczyć tę galerię
typów, np. wspaniałego matematyka Żyda, Hugona Kazimierza Woolwsona,
który grał na skrzypcach i był kolegą mojego stryja Jana jeszcze z
gimnazjum. Jednak dopiero z wybuchem II wojny światowej, a szczególnie
podczas okupacji struktury tego wielowarstwowego kulturowo domu
poruszyły się, często tragicznie. Np. Hugon Kazimierz Woolwson z chwilą
wejścia do Warszawy Niemców popełnił samobójstwo, zaraz też wszyscy
Żydzi musieli nosić opaski z gwiazdą Syjonu.
Niemcy wywlekali ludzi z mieszkań według listy, tak zginął artysta
malarz Tadeusz Pruszkowski.
Przez ulicę, którą kochaliśmy, którą nazywano ulicą artystów,
przechodziła śmierć. Wymienię nazwiska tylko kilku artystów spośród
tkwiących swoją twórczością w międzywojniu, którzy mieszkali przy tej
ulicy: Karol Tichy (1871-1939) – malarz i projektant wzornictwa, Tadeusz
Breyer (1874-1952) – rzeźbiarz i ceramik, Zofia Trzcińska-Kamińska
(1890-1963) – rzeźbiarka, żona profesora architektury Kamińskiego, czy
wspomniany Tadeusz Pruszkowski (1888-1942), który właśnie mieszkał w
domu Babki. Gust mojej Babki odnośnie do sztuk pięknych był tradycyjny,
ale „nowoczesnych” malarzy, mieszkających po sąsiedzku, znała towarzysko
lub właśnie po sąsiedzku. Babka uważała, że należy żyć wbrew szerzącemu
się terrorowi. Dlatego któregoś okupacyjnego dnia zaprowadziła mnie na
lekcje rysunku i malarstwa do pracowni Tadeusza Pruszkowskiego, twórcy
Bractwa św. Łukasza – ugrupowania malarzy, którzy chcieli, mówiąc dość
skrótowo, kultywować sztukę polską, nawiązując do zdobyczy warsztatowych
dawnych mistrzów europejskich. Naukę rozpoczęłam u jego żony, Zofii
Zuzanny, która była malarką. Tadeusz Pruszkowski już wtedy nie żył. Ale
Zuzanna Pruszkowska nie chciała uwierzyć, że jej mąż nie żyje i – jak
rzesze kobiet z tamtych tragicznych czasów – przeciwstawiała się niejako
śmierci; ufna, zanosiła pieniądze i paczki na gestapo – bezskutecznie.
Pracownia Pruszkowskiego mieściła się na ostatnim piętrze domu Lwowska
11. Była pełna zabytków, mebli i pięknych przedmiotów. Było tam dużo
obrazów, głównie Pruszkowskiego: portrety, martwe natury, i kilka
oprawnych rysunków węglem i pastelami autorstwa jego żony. Zuzanna była
też najczęściej modelką artysty – jako upoetyzowana Melancholia lub jako
tajemnicza Dama – ubrana w czerń w kostiumie z czasów Dyrektoriatu. Były
to apoteozy kobiety niezwykłej, pięknej, o bogatej duchowości. W naszej
rodzinie przechowywujemy reprodukcję portretu tajemniczej Damy w czerni
– takiej, jaką pamiętamy my, starsi, i o jakiej opowiadamy młodym.
Tadeusz Pruszkowski – rektor przedwojennej ASP, animator wielu
artystycznych poczynań, niezwykła osobowość – skupiał wokół siebie
uczniów, którzy dla obojga małżonków byli zawsze nowym objawieniem.
Dawał uczniom swobodę artystyczną. Nauczył ich kultu miast, takich jak
Sandomierz czy Kazimierz nad Wisłą, który „odkrył”. Założył wiele
ugrupowań. Wiele mówi się zwłaszcza o jednym z założonych przez
Pruszkowskiego ugrupowań – wspomnianym już Bractwie św. Łukasza, jakby
bardziej znaczącym niż inne. Zarzucano Bractwu, że nadmiernie
kultywowało znaczenie warsztatu, że jego członkowie byli realistami do
przesady, że skłaniali się do tendencji, nazwanej w Niemczech: „Nowa
Rzeczywistość”.
Joanna Pollakówna w swoim tomie o malarzach XX-lecia pisze: „Rozmach i
żywotność Łukaszowców (...) predestynowała ich do podjęcia (...) roli
malarzy oficjalnych realizatorów wielkich państwowych zamówień”.
Wykonali oni m.in. siedem obrazów historycznych do Sali Honorowej
Pawilonu Polskiego na wystawie w Nowym Jorku (1939 r.), ilustrujących
ważne momenty z historii Polski. Dekoracje malarskie na m/s „Batory”,
jako jedną ze swoich artystycznych prac, wykonał bardzo zdolny zmarły
młodo Jeremi Kubicki (1911-38), były one niezaprzeczalnie znakomite.
Wielu wybitnych artystów wychodziło z pracowni Prusza na ostatnim
piętrze Lwowskiej 11, tętniła ona życiem, ale tak jak otaczająca cała
rzeczywistość i to uległo dramatycznej zmianie w chwili wybuchu wojny 1
września 1939 r. Uczniowie rozproszyli się, części spośród nich udało
się wyjechać za granicę. Sam Prusz doświadczył jakiejś okupacyjnej
fobii, po prostu głębokiej depresji, i nie chciał wychodzić na ulicę. Aż
30 czerwca 1942 r. Niemcy wywlekli tego niezwykłego człowieka i artystę
i rozstrzelali 1 lipca 1942 r., tak jak wielu, wielu innych. Pracownia
spłonęła w 1944 r. podczas Powstania, a na pogorzelisku, do którego
prowadziły frontowe schody, znaleziono poczerniałe od ognia maleńkie
srebrne łyżeczki i skorupki angielskiego talerzyka; taka warszawska
Vanitas. Później „dom mojej Babki” został obniżony od frontu o całą
kondygnację, tę, gdzie istniała kiedyś pełna uczniów i ich gwaru
pracownia Prusza. Dopiero w roku 2005 (w styczniu) na ocalonym domu przy
ul. Lwowskiej 11 wmurowano tablicę pamiątkową Tadeusza Pruszkowskiego.
Są takie pomosty z przeszłością.
7.09.2005
Dodałem informację o ukrywających się podczas wojny na Lwowskiej osobach
pochodzenia żydowskiego, rysunek domu nr 17 oraz fotkę tablicy Wojtka
Króla.
6.09.2005
Na naszej ulicy umieścił się sztab wyborcy Kandydata Na Prezydenta
Donalda Tuska. Czy ulica zyska na jego ewentualnym zwycięstwie?
19.08.2005
Dostałem bardzo miły list:
Witam bardzo serdecznie.
W tej chwili dostałam z Chicago Wasz adres.
Jestem wniebowzięta. Na Lwowskiej pod nr.7 przeżyłam prawie całą
okupację i Postanie Warszawskie. Nawet napisałam na temat tamtych czasów
wiersz., bowiem od wielu lat rymuję z powodzeniem. Ulica Lwowska jest
dla mnie kawałkiem samej siebie. Ile razy przyjeżdżam do Warszawy zawsze
muszę Nią przejść. Od lat jednak mieszkam w Sosnowcu. mam przeszło 66
lat, ale pamięć o czasach wojenny tkwi we mnie obrazami bardzo głęboko.
serdecznie pozdrawiam
Ewa Willaume-Pielka
8.07.2005
Wygrana batalia o zachowanie bruku na ulicy Śniadeckich!
27.06.2005
Nareszcie, dzięki R. Mączyńskiemu, udało się zdobyć
zdjęcie domu nr 9 przed jego
nieszczęsną "modernizacją"! Zdjęcie ma dziwny podpis: "Gmach Szkoły
Zrzeszenia Nauczycieli w Warszawie. (Nowowielka Nr 10). Spowodował on
pewne zamieszanie i utrudnił identyfikację. Ulica Nowowielka to dawna
nazwa Lwowskiej, przy czym sprawa ta zasiała wątpliwość, czy obejmowała
ona również odcinek między Koszykową i Piękną (zaprzeczałby temu, wbrew
innym źródłom, plan
miasta z 1908 roku). Dziwne jest to, że dom nosił numer parzysty -
Nowowielka musiałaby mieć numerację odwróconą, jak Puławska (ale inne
źródła znowu temu przeczą). No i sam numer - 10 - przypada na ten dom
tylko wtedy, kiedy liczy się od tyłu i rozpoczynając od skrzyżowania z
Koszykową! Ciekawa sprawa - lecz być może najwłaściwszym rozwiązaniem
jest błędny podpis zdjęcia. Ponadto pierwszy raz słyszę o Szkole
Zrzeszenia Nauczycieli.
Uporządkowałem też stronę z mapami i planami
oraz poprawiłem tekst o historii ulicy.
19.06.2005
Na ulicy Lwowskiej znowu pojawili się żołnierze Wermachtu! A dodatkowo -
Armia Czerwona oraz LWP. Tym razem to Krzysztof Zanussi i jego ekipa
kręcą film o "Solidarności". Rozłożyli się w bramie domu nr 3, ustawili
tam starego poloneza z napisem MILICJA i prószyli na wszystko sztucznym
śniegiem. „Solidarność”, jest pomysłem Wajdy. Grono największych
reżyserów ma przygotować krótkie filmy na temat Sierpnia. Każdy ma
swobodę, jeśli chodzi o treść i formę. Wśród tej trzynastki są m.in.
Krzysztof Zanussi, Jan Jakub Kolski, Feliks Falk i Filip Bajon.
Pojawiły się również samochody z kartką "Ekipa filmu 'M - jak miłość'",
ale być może to tylko wsparcie filmu Zanussiego.
19.04.2005
Dodałem nowe zdjęcia kilku kamienic i detali.
10.04.2005
Na Lwowskiej 11 pojawiła się nowa tablica upamiętniająca
mieszkającego tutaj malarza, profesora i rektora ASP Tadeusza
Pruszkowskiego rozstrzelanego
przez Niemców 1.07.1942.
5.04.2005
Na Lwowskiej 7 wyrosły nowe arkady - drewniany daszek zabezpieczający
głowy przechodniów przed spadającym tynkiem. W tej chwili mamy takie dwa
- drugi przy Lwowskiej 3.
24.03.2005
Na Lwowskiej 2a znowu kręcą - tym razem kolejne odcinki serialu
"Klinika samotnych serc"
07.03.2005
Ulica Lwowska pojawiła się w telewizji TVN z okazji rekordowych
opadów śniegu. Parkingowy, za pomocą służbowej skrobaczki, demonstrował,
że jest w stanie sprawdzić obecność biletu lub abonamentu za szybą nawet
bardzo zasypanego samochodu.
03.03.2005
Gazeta Stołeczna, dodatek do Gazety Wyborczej napisała:
Kronikarz Lwowskiej
Ulica Lwowska ma w internecie swoją kronikę wydarzeń
Fot. Anna Bedyńska / AG
Tomasz W. mieszka w kamienicy na rogu Lwowskiej i pl. Politechniki.
Skrupulatnie odtwarza historię ulicy i notuje bieżące wydarzenia.
- Korzystam z książek historycznych, ale też z opowieści mieszkańców -
wyjaśnia W., który sam pamięta ulicę od lat 60. Tu się urodził, wychował
i mieszka do dziś. Osiem lat temu wpadł na pomysł, żeby opowieści z
ulicy i jej bogatą historię opisać w internecie.
- To pałacyk przedwojennego przedsiębiorcy Stanisława Ursyn-Rusieckiego
- opowiada, gdy wchodzimy na podwórze kamienicy pod nr 13. - Jedna z
ostatnich bram bez domofonu - zauważa W..
O ulicy wie chyba wszystko. Pracuje w banku, ale z wykształcenia jest
architektem. Na stronie umieścił na przykład wirtualny przewodnik.
Klikając na numer domu, trafiamy na jego historię, archiwalne zdjęcia i
opowieści - takie jak studentów uciekających z placu Politechniki przed
policją podczas demonstracji w 1968 roku czy mniej dramatyczne, jak te o
budce z piwem czy o postoju dorożek, który był tu przed laty.
Od kiedy istnieje strona, W. prowadzi też kronikę bieżących wydarzeń -
nieocenione źródło wiedzy o życiu ulicy. „Na Lwowskiej wielki bałagan -
mnóstwo wypalonych petard i ogni sztucznych, resztki po balach
sylwestrowych” - napisał 1 stycznia. Albo: „Na Lwowskiej znowu kręcą!
Tym razem ekipa filmu »Klinika samotnych serc « zainstalowała się pod
numerem 2a” - to wpis z września ubiegłego roku, albo: „Ze ściany
posesji nr 2 oderwała się cegła i uszkodziła samochód stojący na
podwórzu domu 2a” - odnotował w lipcu 2002 r.
- Ludzie raczej wyprowadzają się ze Śródmieścia. A dla mnie to idealna
lokalizacja. Cisza i wszędzie blisko - zachwala Lwowską W.. Jako lokalny
patriota walczy też o dobre imię ulicy. - Mało kto wie, że Lwowska sięga
aż do Poznańskiej, także po drugiej stronie Koszykowej - tłumaczy. Gdy
firma komputerowa mieszcząca się na tym odcinku błędnie napisała, że
wchodzi się do niej od Poznańskiej, a nie od Lwowskiej, W. od razu
interweniował. - Przeprosili i poprawili - cieszy się.
Ma też bogate plany na przyszłość, które oczywiście spisał w internecie:
wymienić latarnie na takie, jakie były przed wojną, na ścianie budynku
Wydziału Architektury Politechniki urządzić galerię rysunków jej
studentów (na pierwszy plener podczas studiów zawsze przychodzą na
Lwowską). - Marzy mi się też święto ulicy. Widziałem coś takiego w
Brukseli. Na jeden dzień wstrzymuje się ruch samochodowy, na ulicy
pojawiają się stoły, przy których biesiadują mieszkańcy...
Adres strony: www.lwowska.w.pl
Jakub Chełmiński
02.03.2005
Na Lwowskiej 7 pojawił się dobrze nam znany obiekt - drewniane
zadaszenie, które ma chronić głowy przechodniów przed spadającym
tynkiem. Taki rodzaj podcieni jest właściwie stałym elementem ulicy,
zmienia tylko lokalizację w ślad za pełzającymi remontami fasad
kamienic.
01.01.2005
Na Lwowskiej wielki bałagan - mnóstwo wypalonych petard i ogni sztucznych, resztki po balach sylwestrowych.
© 1999-2005 FIDEL