NOWOŚCI SERWISU ŻYCIE JEST DZIWNE NA LWOWSKIEJ DUŻO SIĘ DZIEJE WIADOMOŚCI NEPOMUCKIE  DŹWIĘKI  FOTKI ^

 

 

NA LWOWSKIEJ Gołąb z Lwowskiej 15 DUŻO SIĘ DZIEJE

ARCHIWUM ROKU 2005
W tym miejscu witryny - w miarę wolnego czasu - notuję oznaki życia mojej ulicy oraz nowości, które znalazły się na stronach  Lwowskiej.
Lwowska12: Na ścianie oficyny zachował się stary numer uliczny, zaopatrzony w kominek dla odprowadzenia dymu ze świecy czy lampy naftowej (29-03-2002)

22.12.2005

Dodałem zdjęcie lotnicze okolic Lwowskiej z czerwca lub lipca 1944 roku, wykonane przez niemieckiego lotnika. Pokazuje ono zabudowę miasta ze zniszczeniami z września 1939 lecz przez masakrą Powstania.


10.10.2005

Dodałem obszerny opis domu nr 19 znaleziony w tekście Jeremiego T. Królikowskiego "Architektura a natura Warszawy".


3.10.2005

Niedziela, nr 15/2005

Ulica Lwowska w Warszawie

Jolanta Wyleżyńska
Warszawa, ul. Lwowska, widok ogólny, 2005 r. Fot. Kinga FersztUlica Lwowska ocalała z pożogi wojennej łaską Opatrzności. W Warszawie niemal doszczętnie zniszczonej po Powstaniu 1944 r. stanowi swoisty fenomen. Ocalało przy niej tak wiele zabytkowych domów, że dla studentów pobliskiego Wydziału Architektury (róg Koszykowej i Lwowskiej) stanowi ona żywy podręcznik stylów. Na wielu młodych ludziach, którzy znajdą się na Lwowskiej przypadkiem, wywiera wrażenie jakiegoś innego świata, o nieznanym, intensywnym klimacie. Wracają więc tu, aby fotografować coś, co nie zawsze da się utrwalić, ale też czego nie da się zapomnieć.
Moja Babka z częścią naszej rodziny i ze mną, wówczas dzieckiem, sprowadziła się na Lwowską przed II wojną światową, w 1937 r. Zamieszkaliśmy w kamienicy pod numerem 11. Kamienica ta została wzniesiona dla hr. Tomasza Zamojskiego według projektu architekta Ludwika Panczakiewicza. Jest ona przykładem najbardziej luksusowej kamienicy śródmiejskiej doby modernizmu, spośród zachowanych obiektów tego typu. Jest modernistyczna, a w dekoracji ma wyraźne reminiscencje secesji.

Byłam jeszcze dzieckiem, kiedy tam przybyłam, dostrzegałam więc sprawy ważne dla dziecięcego świata. Zadziwiały mnie osobliwości nowego środowiska, po prostu napotykałam tu na innych niż dotychczas ludzi, tak bardzo malowniczych – jak mi się zdawało. Tę piękną kamienicę z niezwykłą bramą i z przejściem wyłożonym wiśniowymi i grynszpanowo-zielonymi kaflami, ze sklepieniem, które wydawało delikatny pogłos, kiedy się przechodziło, zamieszkiwali Polacy, Niemcy, Żydzi i „biali” Rosjanie. Artyści malarze i muzycy, profesorowie i adwokaci, ekscentryczne damy. W suterenie mieszkał tapicer, pan Gula, a od frontu w suterenie miała sklepik ze wszech miar oryginalna, bardzo maleńka kobieta w czerwonym turbanie z szalika, czasami w wyliniałym lisie – pani Dolota. Miała duży nos i wąsiki i była jak z bajki – taki mały wschodni strażnik strzegący skarbu w podziemiu. Była poważna, ale do mnie uśmiechała się ciepło. Moją uwagę przyciągała też niezwykle piękna, ekscentrycznie ubrana zawsze w czerń Zofia Pruszkowska, malarka, żona znanego malarza Tadeusza Pruszkowskiego. Inna, ale bardzo wyniosła dama, Austriaczka, żona właściciela kamienicy, która nie mówiła słowa po polsku – nosiła niezmienne, brylantowe kolczyki i długie, wytworne futro. Odpowiadała na moje powitanie po niemiecku, a jej wzrok łagodniał. Bałam się trochę zrusyfikowanej rodziny starej wdowy po carskim generale – tzw. Babuni. Owa generałowa w ciężkich chwilach żegnała nas piękną ikoną Matki Bożej. Myślę do dziś, że to generałowej zawdzięczamy ocalenie domu, a nawet ulicy. Trudno wyliczyć tę galerię typów, np. wspaniałego matematyka Żyda, Hugona Kazimierza Woolwsona, który grał na skrzypcach i był kolegą mojego stryja Jana jeszcze z gimnazjum. Jednak dopiero z wybuchem II wojny światowej, a szczególnie podczas okupacji struktury tego wielowarstwowego kulturowo domu poruszyły się, często tragicznie. Np. Hugon Kazimierz Woolwson z chwilą wejścia do Warszawy Niemców popełnił samobójstwo, zaraz też wszyscy Żydzi musieli nosić opaski z gwiazdą Syjonu.
Niemcy wywlekali ludzi z mieszkań według listy, tak zginął artysta malarz Tadeusz Pruszkowski.
Przez ulicę, którą kochaliśmy, którą nazywano ulicą artystów, przechodziła śmierć. Wymienię nazwiska tylko kilku artystów spośród tkwiących swoją twórczością w międzywojniu, którzy mieszkali przy tej ulicy: Karol Tichy (1871-1939) – malarz i projektant wzornictwa, Tadeusz Breyer (1874-1952) – rzeźbiarz i ceramik, Zofia Trzcińska-Kamińska (1890-1963) – rzeźbiarka, żona profesora architektury Kamińskiego, czy wspomniany Tadeusz Pruszkowski (1888-1942), który właśnie mieszkał w domu Babki. Gust mojej Babki odnośnie do sztuk pięknych był tradycyjny, ale „nowoczesnych” malarzy, mieszkających po sąsiedzku, znała towarzysko lub właśnie po sąsiedzku. Babka uważała, że należy żyć wbrew szerzącemu się terrorowi. Dlatego któregoś okupacyjnego dnia zaprowadziła mnie na lekcje rysunku i malarstwa do pracowni Tadeusza Pruszkowskiego, twórcy Bractwa św. Łukasza – ugrupowania malarzy, którzy chcieli, mówiąc dość skrótowo, kultywować sztukę polską, nawiązując do zdobyczy warsztatowych dawnych mistrzów europejskich. Naukę rozpoczęłam u jego żony, Zofii Zuzanny, która była malarką. Tadeusz Pruszkowski już wtedy nie żył. Ale Zuzanna Pruszkowska nie chciała uwierzyć, że jej mąż nie żyje i – jak rzesze kobiet z tamtych tragicznych czasów – przeciwstawiała się niejako śmierci; ufna, zanosiła pieniądze i paczki na gestapo – bezskutecznie.
Pracownia Pruszkowskiego mieściła się na ostatnim piętrze domu Lwowska 11. Była pełna zabytków, mebli i pięknych przedmiotów. Było tam dużo obrazów, głównie Pruszkowskiego: portrety, martwe natury, i kilka oprawnych rysunków węglem i pastelami autorstwa jego żony. Zuzanna była też najczęściej modelką artysty – jako upoetyzowana Melancholia lub jako tajemnicza Dama – ubrana w czerń w kostiumie z czasów Dyrektoriatu. Były to apoteozy kobiety niezwykłej, pięknej, o bogatej duchowości. W naszej rodzinie przechowywujemy reprodukcję portretu tajemniczej Damy w czerni – takiej, jaką pamiętamy my, starsi, i o jakiej opowiadamy młodym. Tadeusz Pruszkowski – rektor przedwojennej ASP, animator wielu artystycznych poczynań, niezwykła osobowość – skupiał wokół siebie uczniów, którzy dla obojga małżonków byli zawsze nowym objawieniem. Dawał uczniom swobodę artystyczną. Nauczył ich kultu miast, takich jak Sandomierz czy Kazimierz nad Wisłą, który „odkrył”. Założył wiele ugrupowań. Wiele mówi się zwłaszcza o jednym z założonych przez Pruszkowskiego ugrupowań – wspomnianym już Bractwie św. Łukasza, jakby bardziej znaczącym niż inne. Zarzucano Bractwu, że nadmiernie kultywowało znaczenie warsztatu, że jego członkowie byli realistami do przesady, że skłaniali się do tendencji, nazwanej w Niemczech: „Nowa Rzeczywistość”.
Joanna Pollakówna w swoim tomie o malarzach XX-lecia pisze: „Rozmach i żywotność Łukaszowców (...) predestynowała ich do podjęcia (...) roli malarzy oficjalnych realizatorów wielkich państwowych zamówień”. Wykonali oni m.in. siedem obrazów historycznych do Sali Honorowej Pawilonu Polskiego na wystawie w Nowym Jorku (1939 r.), ilustrujących ważne momenty z historii Polski. Dekoracje malarskie na m/s „Batory”, jako jedną ze swoich artystycznych prac, wykonał bardzo zdolny zmarły młodo Jeremi Kubicki (1911-38), były one niezaprzeczalnie znakomite. Wielu wybitnych artystów wychodziło z pracowni Prusza na ostatnim piętrze Lwowskiej 11, tętniła ona życiem, ale tak jak otaczająca cała rzeczywistość i to uległo dramatycznej zmianie w chwili wybuchu wojny 1 września 1939 r. Uczniowie rozproszyli się, części spośród nich udało się wyjechać za granicę. Sam Prusz doświadczył jakiejś okupacyjnej fobii, po prostu głębokiej depresji, i nie chciał wychodzić na ulicę. Aż 30 czerwca 1942 r. Niemcy wywlekli tego niezwykłego człowieka i artystę i rozstrzelali 1 lipca 1942 r., tak jak wielu, wielu innych. Pracownia spłonęła w 1944 r. podczas Powstania, a na pogorzelisku, do którego prowadziły frontowe schody, znaleziono poczerniałe od ognia maleńkie srebrne łyżeczki i skorupki angielskiego talerzyka; taka warszawska Vanitas. Później „dom mojej Babki” został obniżony od frontu o całą kondygnację, tę, gdzie istniała kiedyś pełna uczniów i ich gwaru pracownia Prusza. Dopiero w roku 2005 (w styczniu) na ocalonym domu przy ul. Lwowskiej 11 wmurowano tablicę pamiątkową Tadeusza Pruszkowskiego. Są takie pomosty z przeszłością.


7.09.2005

Dodałem informację o ukrywających się podczas wojny na Lwowskiej osobach pochodzenia żydowskiego, rysunek domu nr 17 oraz fotkę tablicy Wojtka Króla.


6.09.2005

Na naszej ulicy umieścił się sztab wyborcy Kandydata Na Prezydenta Donalda Tuska. Czy ulica zyska na jego ewentualnym zwycięstwie?


19.08.2005

Dostałem bardzo miły list:

Witam bardzo serdecznie.
W tej chwili dostałam z Chicago Wasz adres.
Jestem wniebowzięta. Na Lwowskiej pod nr.7 przeżyłam prawie całą okupację i Postanie Warszawskie. Nawet napisałam na temat tamtych czasów wiersz., bowiem od wielu lat rymuję z powodzeniem. Ulica Lwowska jest dla mnie kawałkiem samej siebie. Ile razy przyjeżdżam do Warszawy zawsze muszę Nią przejść. Od lat jednak mieszkam w Sosnowcu. mam przeszło 66 lat, ale pamięć o czasach wojenny tkwi we mnie obrazami bardzo głęboko.
serdecznie pozdrawiam
Ewa Willaume-Pielka


8.07.2005

Wygrana batalia o zachowanie bruku na ulicy Śniadeckich!


27.06.2005

Nareszcie, dzięki R. Mączyńskiemu, udało się zdobyć zdjęcie domu nr 9 przed jego nieszczęsną "modernizacją"! Zdjęcie ma dziwny podpis: "Gmach Szkoły Zrzeszenia Nauczycieli w Warszawie. (Nowowielka Nr 10). Spowodował on pewne zamieszanie i utrudnił identyfikację. Ulica Nowowielka to dawna nazwa Lwowskiej, przy czym sprawa ta zasiała wątpliwość, czy obejmowała ona również odcinek między Koszykową i Piękną (zaprzeczałby temu, wbrew innym źródłom,  plan miasta z 1908 roku). Dziwne jest to, że dom nosił numer parzysty - Nowowielka musiałaby mieć numerację odwróconą, jak Puławska (ale inne źródła znowu temu przeczą). No i sam numer - 10 - przypada na ten dom tylko wtedy, kiedy liczy się od tyłu i rozpoczynając od skrzyżowania z Koszykową! Ciekawa sprawa - lecz być może najwłaściwszym rozwiązaniem jest błędny podpis zdjęcia. Ponadto pierwszy raz słyszę o Szkole Zrzeszenia Nauczycieli.

Uporządkowałem też stronę z mapami i planami oraz poprawiłem tekst o historii ulicy.


19.06.2005

Na ulicy Lwowskiej znowu pojawili się żołnierze Wermachtu! A dodatkowo - Armia Czerwona oraz LWP. Tym razem to Krzysztof Zanussi i jego ekipa kręcą film o "Solidarności". Rozłożyli się w bramie domu nr 3, ustawili tam starego poloneza z napisem MILICJA i prószyli na wszystko sztucznym śniegiem. „Solidarność”, jest pomysłem Wajdy. Grono największych reżyserów ma przygotować krótkie filmy na temat Sierpnia. Każdy ma swobodę, jeśli chodzi o treść i formę. Wśród tej trzynastki są m.in. Krzysztof Zanussi, Jan Jakub Kolski, Feliks Falk i Filip Bajon.

Pojawiły się również samochody z kartką "Ekipa filmu 'M - jak miłość'", ale być może to tylko wsparcie filmu Zanussiego.


19.04.2005

Dodałem nowe zdjęcia kilku kamienic i detali.


10.04.2005

Na Lwowskiej 11 pojawiła się nowa tablica upamiętniająca mieszkającego tutaj malarza, profesora i rektora ASP Tadeusza Pruszkowskiego rozstrzelanego przez Niemców 1.07.1942.


5.04.2005

Na Lwowskiej 7 wyrosły nowe arkady - drewniany daszek zabezpieczający głowy przechodniów przed spadającym tynkiem. W tej chwili mamy takie dwa - drugi przy Lwowskiej 3.


24.03.2005

Na Lwowskiej 2a znowu kręcą - tym razem kolejne odcinki serialu "Klinika samotnych serc"


07.03.2005

Ulica Lwowska pojawiła się w telewizji TVN z okazji rekordowych opadów śniegu. Parkingowy, za pomocą służbowej skrobaczki, demonstrował, że jest w stanie sprawdzić obecność biletu lub abonamentu za szybą nawet bardzo zasypanego samochodu.


03.03.2005

Gazeta Stołeczna, dodatek do Gazety Wyborczej napisała:

Kronikarz Lwowskiej

Ulica Lwowska ma w internecie swoją kronikę wydarzeń

Fot. Anna Bedyńska / AG

Tomasz W. mieszka w kamienicy na rogu Lwowskiej i pl. Politechniki. Skrupulatnie odtwarza historię ulicy i notuje bieżące wydarzenia.

- Korzystam z książek historycznych, ale też z opowieści mieszkańców - wyjaśnia W., który sam pamięta ulicę od lat 60. Tu się urodził, wychował i mieszka do dziś. Osiem lat temu wpadł na pomysł, żeby opowieści z ulicy i jej bogatą historię opisać w internecie.

- To pałacyk przedwojennego przedsiębiorcy Stanisława Ursyn-Rusieckiego - opowiada, gdy wchodzimy na podwórze kamienicy pod nr 13. - Jedna z ostatnich bram bez domofonu - zauważa W..

O ulicy wie chyba wszystko. Pracuje w banku, ale z wykształcenia jest architektem. Na stronie umieścił na przykład wirtualny przewodnik. Klikając na numer domu, trafiamy na jego historię, archiwalne zdjęcia i opowieści - takie jak studentów uciekających z placu Politechniki przed policją podczas demonstracji w 1968 roku czy mniej dramatyczne, jak te o budce z piwem czy o postoju dorożek, który był tu przed laty.

Od kiedy istnieje strona, W. prowadzi też kronikę bieżących wydarzeń - nieocenione źródło wiedzy o życiu ulicy. „Na Lwowskiej wielki bałagan - mnóstwo wypalonych petard i ogni sztucznych, resztki po balach sylwestrowych” - napisał 1 stycznia. Albo: „Na Lwowskiej znowu kręcą! Tym razem ekipa filmu »Klinika samotnych serc « zainstalowała się pod numerem 2a” - to wpis z września ubiegłego roku, albo: „Ze ściany posesji nr 2 oderwała się cegła i uszkodziła samochód stojący na podwórzu domu 2a” - odnotował w lipcu 2002 r.

- Ludzie raczej wyprowadzają się ze Śródmieścia. A dla mnie to idealna lokalizacja. Cisza i wszędzie blisko - zachwala Lwowską W.. Jako lokalny patriota walczy też o dobre imię ulicy. - Mało kto wie, że Lwowska sięga aż do Poznańskiej, także po drugiej stronie Koszykowej - tłumaczy. Gdy firma komputerowa mieszcząca się na tym odcinku błędnie napisała, że wchodzi się do niej od Poznańskiej, a nie od Lwowskiej, W. od razu interweniował. - Przeprosili i poprawili - cieszy się.

Ma też bogate plany na przyszłość, które oczywiście spisał w internecie: wymienić latarnie na takie, jakie były przed wojną, na ścianie budynku Wydziału Architektury Politechniki urządzić galerię rysunków jej studentów (na pierwszy plener podczas studiów zawsze przychodzą na Lwowską). - Marzy mi się też święto ulicy. Widziałem coś takiego w Brukseli. Na jeden dzień wstrzymuje się ruch samochodowy, na ulicy pojawiają się stoły, przy których biesiadują mieszkańcy...

Adres strony: www.lwowska.w.pl

Jakub Chełmiński


02.03.2005

Na Lwowskiej 7 pojawił się dobrze nam znany obiekt - drewniane zadaszenie, które ma chronić głowy przechodniów przed spadającym tynkiem. Taki rodzaj podcieni jest właściwie stałym elementem ulicy, zmienia tylko lokalizację w ślad za pełzającymi remontami fasad kamienic.


01.01.2005

Na Lwowskiej wielki bałagan - mnóstwo wypalonych petard i ogni sztucznych, resztki po balach sylwestrowych.


© 1999-2005 FIDEL