Gazeta Wyborcza - dodatek regionalny
Katowice (nr 286 z dnia 09/12/2005) opublikowała ciekawy artykuł
Grzegorza Wawocznego
Z tajemnic Śląska. Zakonnicy z Rud
Gdzie ukryto skarb cystersów?
Mnisi w stodole przyjaciela skarb swój
zakopali, aby zachować go na przyszłą odbudowę klasztoru. Następnie
rozeszli się po świecie. Kiedy po kilku latach wrócili i chcieli skarb
odkopać, okazało się, że znikł - pisał historyk o rudzkich cystersach na
początku zeszłego stulecia .
Dokładnie 26 listopada 1810 r.
cystersi z Rud odprawili ostatnie wieczorne nieszpory. Wnętrze ich
świątyni wypełniały słowa Psalmu 114: "Kiedy z Egiptu Izrael wychodził,
dom się Jakuba z więzów oswobodził". Po nabożeństwie zakonnicy przeszli
do refektarza, czyli klasztornej jadalni. Jak nigdy dotąd stół pokryto
czarnym, aksamitnym suknem. Wśród sześciu jarzących się świec ustawiono
ogromny, ciężki srebrny krzyż.
Choć pruski komisarz królewski Korn nakazał opatowi Bernardowi
Galbiersowi założyć strój pontyfikalny, ten zjawił się w zwykłej szacie
zakonnej. Korn odczytał edykt o sekularyzacji zakonu, po czym zażądał
wydania insygniów opackich, pieczęci oraz kluczy do kasy, archiwum i
skarbca.
Opisany przebieg wypadków jest autentyczny. W 1810 r. zakończyły się
blisko sześćsetletnie dzieje klasztoru w Rudach. Upokorzony przez
Napoleona król Prus Fryderyk Wilhelm III szukał pieniędzy na spłatę
francuskiej kontrybucji. Ratunkiem dla pustego państwowego skarbca miały
być majątki Kościoła. Fiskus przejął dobra ziemskie skasowanych
klasztorów i kolegiat. Monarcha chciwie spoglądał na gromadzone przez
wieki precjoza. Miały trafić na aukcję i w pierwszej kolejności
dostarczyć żywej gotówki. Niestety, w wielu przypadkach się przeliczył.
Klasztory spodziewały się sekularyzacji i cenne precjoza ukryto przed
królewskimi komisarzami. Podobnie było w Rudach. Licytacja
skonfiskowanych tu rzeczy dała niewielki dochód. Co więc się stało z
klasztornym skarbem?
Zuchwały brat Augustyn
Mamy wiele dowodów, że rudzkie opactwo nie należało do ubogich. Od końca
XVII w. przeżywało okres prosperity. Władało folwarkami i hutami. Opaci
prowadzili rozsądną gospodarkę finansową, mnożąc dochody skarbca. W 1683
r., kiedy na Śląsk zbliżała się ogromna armia króla Jana III
Sobieskiego, cystersi z obawy przed samowolą polskich wojsk przewieźli
wypełnione dukatami beczki do Brzegu. Ukryli je w domu proboszcza panien
czarnowąskich.
W 1755 r. swoich współbraci próbował otruć brat Augustyn Graul rodem z
Głubczyc, odnotowany w kronice jako notoryczny złodziej klasztornych
kosztowności. Do zbrodni nie doszło, trucizna została w porę wykryta, a
nikczemny mnich został skazany na karę dożywotniej ciemnicy klasztornej.
Ze światem doczesnym pożegnał się w 1816 r., już po kasacji klasztoru,
dzięki której zresztą udało mu się wyjść na wolność.
Skarb cystersów rudzkich opiewają również legendy. Pierwsza sięga okresu
wojny trzydziestoletniej (1618-1648). Mnisi uprzedzeni o najeździe
Szwedów ukryli swoje skarby. Pieniądze, złoto i drogocenne naczynia
liturgiczne włożyli do beczek i schowali w labiryncie lochów pod
klasztorem. W jednej z beczek pękła jednak obręcz. Zakonnicy wezwali na
pomoc bednarza. Zanim wszedł do podziemi, zawiązano mu oczy. Po kilku
minutach marszu ściągnięto opaskę. Bednarz znajdował się w małym, niskim
i spowitym ciemnością pomieszczeniu. Pod ścianą zobaczył sześć beczek
wypełnionych drogocennymi precjozami. Naprawił obręcz i ponownie, z
zasłoniętymi oczyma, został wyprowadzony na powierzchnię. Zapamiętał
tylko, że szedł schodami głęboko w dół, a w tajnej skrytce słyszał nad
głową szum wody.
Legenda mówi, że korytarz wiodący do podziemnego skarbca niespodziewanie
się zawalił i beczki do dziś czekają na swojego odkrywcę. Miejscowa
ludność uważa, że tajemna komnata ze skarbami znajduje się daleko od
klasztoru, gdzieś pod rzeką Rudą. Ponoć jest pod betoniarnią przy drodze
do Brantolki. Znajdował się tu kiedyś młyn. To szum wody z młyńskiego
koła miał słyszeć ów bednarz. Inni twierdzą, że na miejsce ukrycia
skarbu spogląda św. Jan Nepomucen, którego figurę ustawiono pod lipą na
miejscu starej dzwonnicy, tuż naprzeciwko opactwa.
Klątwa skarbu
Cóż jednak stało się ze skarbem, który nie wpadł w ręce Prusaków w
listopadzie 1810 r.? Ten interesujący wątek poruszył Jerzy Hyckel,
przedwojenny profesor raciborskiego zakładu dla głuchoniemych, pasjonat
lokalnej historii. Dzięki jego tytanicznej pracy nad dokumentami,
nierzadko pergaminami, w 1924 r. ukazało się w Raciborzu monumentalne
dzieło zatytułowane "Co szumi w zdroju legend. Legendy ziemi
raciborskiej". Tam to można przeczytać taką oto legendę:
"Było to w czasach - pisze Hyckel - kiedy klasztor w Rudach ulegał
likwidacji, a mnisi musieli go opuścić. Aby nie dopuścić do tego, by ich
skarb, na który składały się złote monety i drogocenne naczynia, dostał
się w ręce pruskiego grabieżcy, wziął każdy z mnichów tyle ze skarbca,
ile mógł unieść. Cystersi szli razem aż do Kuźni Raciborskiej. Tam
mieszkał ich zaufany przyjaciel. W jego stodole skarb swój zakopali, aby
zachować go na przyszłą odbudowę klasztoru. Następnie rozeszli się po
świecie. Kiedy po kilku latach wrócili i chcieli skarb odkopać, okazało
się, że znikł. Wydało się potem, że jeden z sąsiadów podpatrzył
wchodzących do stodoły mnichów i ich skarb zagarnął. Nie przyniosło mu
to jednak szczęścia. W jego rodzinie zapanowała niezgoda, a ciągłe
choroby nękały jego i całe pokrewieństwo przez wiele lat. Nieszczęścia
przechodziły z pokolenia na pokolenie".
Strażnicy tajemnicy
Jak naprawdę było? Tajemnicę ukrycia klasztornych kosztowności, które
być może rozesłano do niezagrożonych sekularyzacją opactw w monarchii
Habsburgów oraz do zaboru rosyjskiego, zabrali ze sobą do grobu ostatni
rudzcy cystersi. Co ciekawe, klasztor opuścili ostatecznie dopiero w
1813 r. Do tego czasu pracowali bowiem w założonym tu lazarecie.
Ostatni opat Bernard Galbiers zmarł w 1819 r. w Raciborzu jako rencista
rządu pruskiego z rocznym uposażeniem w kwocie 1,2 tys. talarów. W
skarbcu kościoła farnego, dawniej kryjącym bibliotekę kapituły
raciborskiej, zachował się należący niegdyś do niego mszał cysterski
wywieziony z Rud.
W 1818 r., w wieku 54 lat, również w Raciborzu, zmarł ostatni przeor
klasztoru Ksawery Tlach. Najdłużej żył brat Tadeusz Weiss. Rozstał się
ze światem doczesnym w 1856 r. jako proboszcz w Cyprzanowie.
Cząstką skarbu jest szczerozłoty krzyż opacki, który opat Galbiers
podarował Matce Boskiej Pokornej w cudownym rudzkim obrazie. Drogocenne
wotum przechowywane jest w muzeum diecezjalnym w Opolu. |