<< wstecz
Walki o Politechnikę Warszawską 19-20 sierpnia 1944 r.
źródło: fragmenty wspomnień uczestników walk z książki Eligiusza
Brulińskiego "3 batalion Pancerny >>Golski<<"
fotografie z zbiorów pocztówek R. Marcinkowskiego, pobrane ze strony
http://pw44.pl/politechnika.htm
Jak podaje kpr. "Zygmunt" z plut. 161 (pracownik PW) "Za Wolność i Lud" nr 15,
1-15 sierpnia 1967 r., pt. "Politechnika Warszawska. Wrzesień 1939-wrzesień
1944", przebieg walk był następujący:
(...) Ataki Niemców stawały się coraz częstsze i silniejsze zmuszające nas do
częściowe go opuszczania budynków Politechniki.
Z 18 na 19 sierpnia o świcie, Niemcy rozpoczęli silne natarcie od strony
szpitala. Pola Mokotowskiego i Al. Niepodległości. Pod naporem huraganowego
ognia rozpoczęto wycofywanie naszych oddziałów do Gmachu Głównego.
Osłonę wycofujących się plutonów od strony kotłowni stanowili: Bolesław S znaj
der, Witold Deptuła i syn profesora Wojno. Podczas wycofywania się ze stanowisk
w kotłowni został śmiertelnie ranny szer. Wojno. Zabraliśmy go ze sobą do Gmachu
Głównego. Wezwany lekarz stwierdził zgon. W czasie walk o Gmach Główny raniono
naszego d-cę plutonu, plut. Karpińskiego - "Wagnera". Ataki Niemców stawały się
coraz silniejsze. W bibliotece wybuchł pożar.
Około godz. 1900 zapalił się parter Gmachu Głównego. Major - "Antoni" zarządził
ewakuację wszystkich plutonów. Około godziny 2000 rozpoczęła się ewakuacja przez
tunel pod jezdnią na drugą stronę ulicy Noakowskiego. (...)
Relacja Jerzego Morskiego o sierż. Ziemowicie Karpińskim, "Wagnerze":
(...) Chcąc odbić budynek kotłowni, wychylił się do rzutu granatem. Ręka została
przestrzelona z broni maszynowej i została amputowana. Kawaler Orderu Virtuti
Militari, którym osobiście udekorował go d-ca I Obwodu "Radwan" i awansował do
stopnia sierżanta. (...)
Atak niemiecki na Politechnikę Warszawską i jej zdobycie przez Niemców.
19 sierpnia około godz. 400 rano, 2 godz. przed świtem rozpoczęli Niemcy ostrzał
naszych pozycji z granatników i czołgów. Od Al. Niepodległości pod osłoną
czołgów atakowała piechota npla w kierunku budynku Aerodynamiki i
Elektrotechniki. Od Nowowiejskiej ze szpitala szło natarcie na Kotłownię i
Fizykę. Kotłownia i gmach Fizyki nie wytrzymały naporu. Z Kotłowni plut. 161
wycofał się do Gmachu Głównego. Z Fizyki wycofano się do Kreślarni i budynku
Chemii przy ul. Noakowskiego 3. II piętra w 1939 r. zostało spalone. Do godz.
600 rano Niemcy wyparli nas ze wszystkich budynków oprócz Chemii i Bud.
Głównego. Atakują najpierw budynek Chemii.
Czołg między Kotłownią a Fizyką odcinał połączenie między Gmachem Głównym a
Fizyką.
Czołg na skraju Pola Mokotowskiego odcinał drogę dla posiłków z ul. Noakowskiego.
Czołg na Polu Mokotowskim, od strony Nowowiejskiej ostrzeliwał Bud. Główny PW.
Gmach Główny broniony jest w okien parteru i I piętra. Okna osłonięte workami z
piaskiem. Na I piętrze znajduje się nasze stanowisko CKM. Niemcy na Gmach Główny
kierują "goliat y" od strony Kotłowni. Robią one wyrwę do I piętra w murze grubo
1 m. Do części budynku na parterze dostają się Niemcy uzbrojeni w miotacze
płomieni przez wyłom zrobiony "goliatami". Rozpaczliwa, skuteczna obrona przed
dalszym zajmowaniem budynku. W bramie prowadzącej z dworu na wewnętrzne podwórze
I, walka na granaty. Drzwi w drzwi.
Walczą żołnierze stacjonujący na PW z I Kompanii:
1. Pluton 161 - d-ca plut. "Wagner", Ziemowit Karpiński,
2. Pluton 160 - d-ca ppor. "Halama", Jerzy Koprowicz
3. Pluton 158 - d-ca srż. "Biały", Stefan Mikołajczyk
4. Pluton 152 - d-ca por. "Bob", Jan Jakubowski,
5. Pluton 151 - d-ca ppor. C.C. "Łuk", Jan Nodzyński
6. Pluton 120 - d-ca ppor. "Bob II", Roman Łukomski
7. Kompania Techniczno-Warsztatowa, d-ca druż. ppor. "Woroniecki", Jerzy Wilski
8. Pluton 150 - d-ca ppor. "Huragan", Henryk Rusinowski
9. Kolejno włączały się do walki pododdziały z kompanii "Szafrański":
Plut. 3 ppor. ,,Jankowskiego", Jana Czerepińskiego, który przebywał do rana, a
potem zluzował go plut. 2 ppor. "Turskiego", Henryka Jędrasiaka.
lO. Żołnierze plut. 149, a w szczególności obsada "piata".
11. Należy również wymienić oddziały z II i III Kompanii, które przychodziły na
PW, zgłaszały się do mjr "Antoniego" i otrzymywały rozkaz obsadzenia wskazanego
miejsca. Po wystrzeleniu posiadanej amunicji wycofywały się na swoje placówki.
Decydujące o losach Politechniki walki rozpoczęły się około 4.00 rano i trwały
do godz. 5.00 Niemcy zajęli budynki Aerodynamiki, Mechaniki i Elektrotechniki.
Do godz. 6.00 zajęli dalsze budynki: Kotłownię, budynek Mechaniki, Obróbki
Wytrzymałościowej, Fizyki, Technologii Chemicznej, Dom Profesorski i Kreślarnię.
Od godz. 6.00 do około godz. 14.00 atakowali wypalony gmach Chemii; (wypalone
było II piętro) na I piętrze dach pokryty papą. Zaniechali ataku na Chemię, a
zajęli się Budynkiem Głównym, gdzie mogli atakować czołgami, artylerią,
"goliatami" i mieli dostęp do budynku z trzech stron.
Nasze oddziały po opuszczeniu 10 budynków P.W. i skoncentrowaniu żołnierzy i
broni w dwu pozostałych budynkach mogły zorganizować w miarę skuteczną obronę aż
do wyczerpania amunicji. Przejmująca jest relacja na ten temat szer. "Kota",
Eugeniusza Rafaiskiego, który był łącznikiem między d-cą obrony Chemii por.
"Karskim" a d-cą Zgrupowania kpt. "Golskim".
(...) Wielokrotnie donosiłem do miejsca pracy lub służby naszych żołnierzy z
plutonu zaopatrzenie (m.in. do odciętego Gmachu Chemii w czasie walk o
Politechnikę był tam z grupą obsługi miotacza ognia plut. "Ład"). W czasie tych
dwóch dni docierałem wielokrotnie do Gmachu Chemii - pierwszy raz (z garem kaszy
gorącej) z Gmachu Głównego - skok pod ogniem kaemu bijącego z Kotłowni PW.
Obroną Gmachu Chemii dowodził por. "Karski". Gdy zabrakło amunicji do PM-ów por.
"Karski" dał mi rozkaz dotarcia do kpt. "Golskiego" i przekazania prośby o
pociski i granaty. Nie wybrałem drogi skoku do Gmachu Głównego, lecz z drzwi
głównych Gmachu Chemii do budynku przy ul. Noakowskiego 20. Udało się - położony
obok Gmach Kreślarni (Ukraińcy) milczał, nie strzelano. Podczas otwierania drzwi
wejściowych, mocno skaleczyłem rękę. W czasie skoku przez ul. Noakowskiego -
zgubiłem beret (wracając podniosłem go) a krwawiącą nadal dłonią (lewa ręka)
przygładzałem kilka razy włosy, twarz. Biegłem przez piwnicę - z czerwoną od
krwi twarzą. Budziłem przerażenie ludzi w piwnicach.
Wpadłem do pokoju kpt. "Golskiego". Prośba - błagamy: amunicja do PM-ów i
granaty.
Kpt. "Gol ski" zerwał się od biureczka przy oknie i krzyknął - nie, wręcz
wrzasnął: "Sanitariuszka! Opatrzyć!" - i usiadł - nie, klapnął" na fotel przy
biurku. Dziewczyny otarły mi twarz, zalepiły plastrem zranienie na dłoni. W
chwilę potem zwrócił się do mnie: "Złóż jeszcze raz meldunek..." Mówiłem szybko,
nerwowo: "Atak odparty. Był czołg, piechota. Kończy się amunicja do PM-ów.
Poszły prawie wszystkie granaty". Kpt. "Golski" odsunął się wraz z fotelem od
biurka, do tyłu a jednocześnie otworzył szufladę. Wyjął z niej i położył na
blacie biurka dwa pudełka pocisków do PM-ów razem 60 sztuk. Podał mi je mówiąc:
"Powiedz "Karskiemu", że to wszystko, że więcej nie mam... Granaty?"... -
popatrzył na mnie długo, westchnął, wstał od biurka, podszedł do rogu pokoju i
podniósł z podłogi niewielki plecak. - "Bierz, to granaty... Resztka... Powiedz
"Karskiemu", by przygotowali się do opuszczenia Gmachu Chemii. Przekażę
dodatkowy rozkaz. Od "Karskiego" musisz dostać się do Gmachu Głównego, do mjr.
"Antoniego" - powtórz to samo. Niech przygotują się do opuszczenia Gmachu.
Rozkaz dodatkowy przekażę".
Dotarłem do Gmachu Chemii. Przekazałem "rozkaz o przygotowaniu się", granaty i
amunicję do PM-u por. "Karskiemu". Powiedziałem, że idę do mjr. "Antoniego".
Droga z niskiego okna parteru w Gmachu Chemii do Gmachu Głównego biegła rowem
łącznikowym do brukowanej, wewnętrznej drogi P.W. - i była na tym odcinku pod
ostrzałem. Zdecydowałem się na trasę okrężną - przez ul. Noakowskiego do budynku
nr 20, dalej podwórkami do Noakowskiego 10 i przejściem podziemnym do Gmachu
Głównego. Rozkaz przekazałem mjr "Antoniemu". Po jakimś czasie - byłem przy tym
- mjr "Antoni" wydał chłopcom rozkaz: "Butelki z benzyną do biblioteki, podpalić
książki. Przygotowanie do wycofania się". W swej naiwności krzyknąłem: "Panie
Majorze, ma być osobny rozkaz kpt. "Golskiego" o wycofaniu się". Spojrzał na
mnie ostro. Krzyknął: ,,zjeżdżaj stąd!". Ruszyłem z powrotem do Gmachu Chemii,
gdzie przebywał plut. "Ład" z chłopcami i miotaczem ognia.
Po walkach na Politechnice życie plutonu saperów unormowało się: budowa
umocnień, budowa przejść pod jezdniami lub ich naprawianie, oczyszczanie terenu
z niewybuchów, transport pszenicy od Haberbuscha, służba z miotaczem ognia i jak
wyżej (...)
Relacja kpr. "Brzytwy":
(...) 19 sierpnia - atak niemiecki rozpoczął się po 400 - ostrzelano nasz rejon
z dział czołgowych i granatników, my dbaliśmy oto, by nie być zabitym bez walki.
Po krótkiej przerwie znowu krótka kanonada a potetem silny ostrzał z broni
maszynowej naszych stanowisk od strony szpitala. Około 9 nalot, rzucono kilka
bomb i ostrzelano ogniem koszącym z broni pokładowej. Drobny pożar ugaszono.
Dwóch rannych. Około 930 Niemcy z przyczółka rozpoczęli silny atak, natarcie
szło na Budynek Fizyki i w kierunku ul. Noakowskiego. Z RKM-u ostrzeliwałem ich
oddziały. Również z Budynku Mieszkalnego i Obróbki Wytrzymałościowej
ostrzeliwano Niemców, a gdy się zbliżyli jeszcze bardziej obrzucono ich
granatami. Natarcie zatrzymano. Drużyna "Szczapy" z budynku Fizyki ostrzelała z
boku Niemców, oni czując się zagrożeni wycofali się na pozycje wypadowe.
Nastąpiła przerwa w walkach. Niemcy zrobili przerwę na śniadanie, tak mówiliśmy
między sobą. Ponowny atak nastąpił koło południa, w tym samym kierunku. Teraz z
linii ostrzału nie zdejmowałem oka, na niej ukazało się kilku Niemców, posłałem
serię, dwóch padło, reszta skryła się za krzewami, ostrzelałem je. Pchor.
"Korab" będący teraz z naszą drużyną prowadził pilną obserwację terenu i
wskazywał cel ostrzału. Pada jego rozkaz, Niemcy na dachu kotłowni, Za kominem
lewym. Czekałem; po chwili w naszym kierunku wyłaniają się dwie sylwetki; z
RKM-u po nich serią, jeden pada i stacza się, drugi pod osłoną komina wycofuje
się. Zaraz ostrzelałem linię wzdłuż budynków Mechaniki i Chemii; pod ich murami
posuwali się w naszym kierunku Niemcy. Teraz już było jasne, że to natarcie daje
duże sukce-sy Niemcom. Zmieniam stanowisko do sąsiedniego pokoju. Wróg na dole
Kotłowni ustawia CKM - widzę 4 osoby. Odległość około 30 m. Z góry serią koszącą
pruję do nich, pada dwóch, następnych dwóch wycofuje się pod mur okna. "Korab"
rzuca granat - wybuch, cisza, spokój. Gdyby nie było naszej obsady, wróg
odciąłby jedyną drogę odwrotu powstańcom. Natychmiast musiałem ostrzelać
nacierających między budynkami Chemii i Mechaniki Niemców. Znowu zmiana
stanowiska i ostrzelanie linii wzdłuż budynków Kotłowni i Chemii. Niemcy cofnęli
się za budynek Kotłowni. Na dachu budynku Kotłowni za pierwszym kominem ujrzałem
wroga. Daję rozkaz plut. "Dębowi": "za pierwszym kominem czai się Niemiec, gdy
się wychyli, zabij". Padają dwa strzały. "Dąb" pada trafiony kulą. Krzyknął:
"zabili mnie", padł na wznak. Zabrałem mu visa, 2 granaty, które zaraz dałem
kolegom. Sanitariuszki zabrały go. Plut. "Dąb", Edmund Grabarczyk był ciężko
ranny - żyje dotychczas. (...)
Równolegle z atakiem generalnym na PW. Niemcy stale ostrzeliwali ulicę Polną za
pomocą artylerii czołgowej i KM.
Obsługa "piata" z plut. 149 próbowała ustrzelić czołg na Polu Mokotowskim,
naprzeciwko Budynku Głównego. Nie udało się wykonać tego zadania, mimo
wystrzelenia dwu pocisków, ponieważ czołg zmieniał ciągle pozycję. Widocznie z
czołgu zauważono, że "piat" działa z terenu posesji ul. Polna 54, były tam
fundamenty i wykopy pod budynek, nie zrealizowany do 1939 r. Do tych wykopów
prowadziła furtka, którą chcieli umocnić płytami chodnikowymi dwaj żołnierze z
plut. 149. Czołg wystrzelił do nich z działa o godz. 1500 w kierunku furtki;
strz. "Korwin", Rosuł Antoni zginął na miejscu. Rozerwały mu się na piersiach "sidolki",
a szer. ,,Mierosławski", Stanisław Pohl został ranny odłamkami podczas wybuchu
pocisku.
W czasie ataku na Politechnikę, Niemcy wypuścili "goliata" z rejonu Szpitala
Pielęgniarek, który został zdetonowany na budynku narożnym, obecnie ul.
Koszykowa 68A róg ul. Emilii Plater, burząc cały narożnik budynku.
Po wystrzeleniu reszty pocisków, drużyna moździerzy z I Kompanii dowodzona przez
kpr. pchor. Stefana Chudzyńskiego przestała organizacyjnie istnieć, po
wystrzeleniu ostatnich pocisków moździerzowych i oddaniu moździerza do
"Architektury".
Relacja "Gałęzowskiego", Jerzego Gałązki z II Kompanii:
(...) 19 sierpnia o godz. 300 atak 4 czołgów na skrzyżowanie ulic 6 Sierpnia,
Noakowskiego i Polneio Całą ul. Polną ostrzeliwuje artyleria (przeciwlotnicza) z
Pola Mokotowskiego. Około 12 użyto "piata" przeciw czołgom - wycofały się.
W nocy Niemcy podpalili Gmach Główny Politechniki Warszawskiej. Leżałem na Polu
Mokotowskim na czujce z kpr. Pacem. Politechnika padła, nasze oddziały zostały
wyparte na ulicę Noakowskiego.
W czasie ataku czołgów niemieckich na nasze pozycje w dn. 19 sierpnia nasza
kompania obsadzała domy przy ul. Polnej. Ja z Wielanierem (Roszem) i kpr. pchor.
,,Zawilskim" - de Pourbaix, broniliśmy domu Polna 44, gdzie dostałem drobnym
odłamkiem pocisku plot. w okolice prawego oka i w prawą rękę - staw kciuka -
siedzą one do dziś. Potem przesunięto nas na Polną 44/48. Obawiano się również
ataku od strony ul. Marszałkowskiej i Placu Zbawiciela, a także od Al. J.
Piłsudskiego, gdzie też rozstawiono część naszych oddziałów. (...)
Politechnika Warszawska, zabudowania Wydziału Mechaniki
Relacja kpr. "Brzytwy":
(...) Jest już ok. 15.00, walki ciągle bardzo zacięte, straty w zabitych i
rannych po obu stronach, po naszej stronie mniejsze, bronimy się, wróg naciera,
stanowiska między walczącymi w zasięgu rzutu granatu. Powoli walki ustają,
cichnie kanonada. Ale co to? Niemcy się wycofują częściowo i nie po to, by dać
nam jakąś szansę. Ale mają widocznie duże straty i będą chcieli użyć ciężką
broń. Około 1730 kanonada rozpoczęła się ze wszystkich stron. Jedynie od ul.
Noakowskiego trwała cisza. Waliły na nas pociski z granatników, działka z
czołgów strzelały z Pola Mokotowskiego, z Placu Politechniki, z Al.
Niepodległości. Trudno było wydawać rozkazy - hałas, za naszymi plecami
przerażający huk, to wybuch pocisku z czołgu. Kurz niesamowity, trudno oddychać,
ktoś jęczy. To "Biały" ranny w bok. Kurz opada, w ścianie za nami dziura.
"Białego" sanitariuszki zabierają do szpitala. Ostrzeliwanie naszych pozycji
trwa. Drugi lekko ranny w nogę, po założeniu opatrunku pozostaje z nami. "Korab"
uderzony cegłą w lewą łopatkę, a mnie nic, trochę czuję prawy pośladek. Czołg
stał od budynku Głównego ze sto metrów na Polu Mokotowskim i ostrzeliwał budynki
Kotłowni, Chemii, Budynek Główny. Wystany został "Alan" po butelki, przyniósł
trzy. "Korab" wziął te butelki, by nimi obrzucić drugi czołg, stojący za ul.
Nowowiejską w odległości około 50 m, ale żadna nie trafiła w czołg, trochę za
daleko. Około 1830 - 19 ujrzeliśmy dym z ogniem na budynku Obróbki Wytrzym.,
nasi się wycofują. Niemcy rozpoczęli nowe natarcie. Łącznik nas odwiedził. "Co
słychać?" "Nic, siedzimy i strzelamy, amunicja się kończy. Inni też nie mają.
Fizyka zdobyta, w Kotłowni walki. Trzymajcie się. Cześć." Zza budynku Kotłowni
wyskakuje kilku wehrmachtowców, krótka seria, cofnęli się. Widzimy, że nasi
wycofują się z budynku Obr. Wytrzym. do Bud. Głównego. Trochę strzelają, ktoś
rzuca na Niemców dwa granaty. Strzały, po naszej stronie padają dwie osoby,
jeden podrywa się i leci. Dochodzą strzały, wybuchy granatów z Kotłowni budynku
Zakł. Mechaniki. Z lewej zza Kotłowni wychylają się Niemcy, strzelamy i rzucamy
granaty, cofają się. Strzały powoli cichną, od czasu do czasu padają pojedyncze
strzały (to Niemcy dobijali rannych powstańców, których nie udało się zabrać).
Czekamy kiedy się ukażą Niemcy, ale cisza złowroga trwa. - "Panie poruczniku,
trzeba zbadać, co się dzieje na dole." Tak "Brzytwa", "Allan" odzywa się, - "ja
pójdę." Minęło 5-8 min., nie wraca. - "Jest źle, pójdę ja." "Idź, "Brzytwa".
Wszedłem na korytarz, mrok, postąpiłem parę kroków, natknąłem się na ciało
"Allana".
Dawał nikłe oznaki życia. Podciągnąłem bliżej światła. - "Allan" to ja
"Brzytwa"; nachyliłem się uchem do jego ust. Szept - "Niemcy. Mamo przebacz. Za
Polskę." Parę drgawek i po wszystkim. Dostał trzy kule w brzuch z pistoletu
maszynowego - miał 16 lat. Byłdzielnym powstańcem i bardzo kochał Ojczyznę
(...).
Według relacji "Żwira", Marka Raczyńskiego z drużyny moździerzy, strz. "Allan"
Andrzej Semadeni zginął przy próbie odbicia budynku Kotłowni. Obok "Allana"
biegł jego ojciec Tadeusz Semadeni. Syn otrzymał postrzały w brzuch, ojcu -
pocisk czołgowy urwał głowę. Tadeusz Semadeni, znany prawnik był członkiem
Wojskowego Sądu Specjalnego podczas okupacji. Nie należał do 6 Zgrupowania.
Mieszkał na ul. Noakowskiego 20 m. 3, a więc tuż przy Politechnice.
Relacja kpr. "Brzytwy":
(...) Pchor. "Korab", ja i kapral z innego oddziału obliczyliśmy amunicję: do
RKM-u 5 naboi, do "visów" 6 naboi, 5 granatów. - "Panie poruczniku proponuję
zaraz się przebijać, bo za chwilę będą Niemcy. Ja z RKM-em, "visem" i granatem,
"Korab" ź "visem" + dwa granaty, kapral dwa granaty." Korab" proponuje, że jeśli
w holu są Niemcy, na mój znak rzucamy jednocześnie trzy granaty. Odbezpieczymy
na mój znak. Natychmiast po rzuceniu, z okrzykiem hura lecimy ile sił na dół i
do rowu podziemnego. Cicho opuściliśmy stanowisko; będąc w pobliżu schodów
usłyszeliśmy głosy Niemców. Odbezpieczyliśmy granaty i w nich. Z okrzykiem
zbiegliśmy do holu, kurz przesłaniał widzenie, ktoś jęczał, ktoś biegł. Dopadłem
do tunelu - zasypany. Do dębowych drzwi - zamknięte. Spojrzałem w lewo; dziura w
murze, światło przenika. Wystawiłem głowę, przed głównym wejściem "tygrys" z
lufą skierowaną w ul. Lwowską. Jednym tchem powiedziałem ,,Korabowi" - "nim was
zauważy i obróci lufę, będziecie za barykadą. Ja będę was ubezpieczał." Szybko
przeleźli, gdy nogi ostatniego były w otworze ja już w nią właziłem.
Wyskoczyłem, czołg stał nieruchomo, oni już przeskoczyli barykadę. Obejrzałem
się, lufa czołgu kierowała się w naszą stronę, złapałem się za kozioł z drutem
kolczastym, stojący na barykadzie przy ul. Noakowskiego 2. Przeskoczyłem, huk,
kurz dobiegłem do pierwszej bramy, walimy z całych sił barkami - ustąpiła.
Wpadamy pojedynczo. Krzyczę: "do cholery i tutaj nie ma naszych. Dobrze, że się
odezwaliście, bo myśleliśmy, że to Niemcy, już miałem nacisnąć spust "stena".
Żyjemy". Ucałowaliśmy się. Ja przy przeskoku barykady skaleczyłem się o drut
kolczasty, zabandażowano dłoń prawej ręki. Nikt nie stracił ani jednego naboju.
Pierwsze pytanie dowódcy kompanii było, - "czy RKM macie? Tak jest. Zdajcie go,
teraz wam niepotrzebny." Byliśmy tak wyczerpani, że każdy po ugaszeniu
pragnienia spał całą noc od 2130 do 1100 dnia następnego (...)'.
W dn. 19 sierpnia 10 żołnierzy 150 plutonu V Kompanii z ppor. "Huraganem" brało
udział w walkach na Politechnice w gmachu Chemii; w walkach poległ m.in.
żołnierz 150 plutonu strz. "Tadek" (Tadeusz Romański). Został pochowany na
dziedzińcu "Architektury" .
Relacja kpr. pchor. "Kowalskiego II" d-cy drużyny moździerzy:
Upadek Politechniki
(...) 19 sierpnia, ledwie zaczęło się rozjaśniać, rozległy się szerokim frontem
strzały.
Służbowy otrzymał rozkaz wywiedzenia się o sytuacji, drugi strzelec został
wysłany do dowództwa batalionu w Gmachu Architektury, reszta ubierała się w
tempie alarmowym. Trochę eufemizm, bo spaliśmy w ubraniach, tyle że boso.
Strzelanina trwała, tymczasem służbowy przyniósł wiadomość, że wycofujemy się.
Zostawiłem pluton pod opieką ,,żuka" i skoczyłem ku Technologii, bo z tej strony
najwięcej było słychać strzelaninę. W drodze, na najbliższym skrzydle Gmachu
Chemii, usłyszałem głosy. - "Kto idzie" - w szarzejącym przedświcie zameldował
się dowódca oddziału, którego pseudonimu zapomniałem. Dowiedziałem się, że
zarówno wojsko, jak i cywilni mieszkańcy są w odwrocie.
Tak rozpoczęło się natarcie grupy gen. Rohra, wyznaczone na godz. 345 wg danych
oficjalnych.
Szybko wysłałem następnego łącznika do dowództwa Baonu, który zwinął się z
rozkazem: "Obserwować i meldować". Zaproponowałem dowódcom poszczególnych
odcinków, abyśmy uformowali nową linię obronną wzdłuż Gmachu Chemii. O ile mnie
pamięć nie myli, nikt się nie sprzeciwiał, natomiast brakowało dowódcy. Ale
zanim zdołaliśmy się zebrać "do kupy", nadszedł mjr "Antoni" w towarzystwie
dotychczas nieznanego mi por. "Karskiego" (Jan Kobyliński), wyznaczonego na
dowódcę odcinka "Chemii" i zajął się organizacją oporu.
Główne natarcie niemieckie rozwinęło się wzdłuż ul. 6 Sierpnia i Al.
Niepodległości i zaczęto szybko likwidować obronę polską. Wypadki przebiegały
tak prędko i tyloma torami, że nie zawsze jestem w stanie uporządkować ich
chronologicznie.
Mjr "Antoni" wraz z wyznaczeniem por. "Karskiego" na dowódcę odcinka "Chemia"
mianował mnie zastępcą dowódcy a jednocześnie jego adiutantem. Wychodził z
założenia, że mimo gorszego naszego wyszkolenia strzeleckiego i całkowitego
braku uzbrojenia w Drużynie Moździerzy, powinniśmy być przydatni jako dobrze
znający teren. Siłą rzeczy Drużyna Moździerzy stała się gwardią przyboczną
dowódcy "Chemii" do specjalnych poruczeń; dostaliśmy kilka karabinów i do
roboty.
Dowiedzieliśmy się, że Niemcy są już w Gmachu Aerodynamiki i Mechaniki. Około
piątej rano nieprzyjaciel wdarł się do Elektrotechniki, a następnie do Kotłowni
(...).
(...) Szybkość odwrotu naszych placówek była tak duża, że nie zdążyłem wysłać
drugiego meldunku, gdy w drugim skrzydle Chemii pojawili się w półmroku pierwsi
żołnierze z Technologii Chemicznej, tj. po jakiś 15 min. Z kolei nadeszli
mieszkańcy domu profesorskiego przy ul. Koszykowej i obsada Kreślarni. Trudno mi
ocenić dokładnie, kiedy to się stało - ok. 1/2 godziny, może nieco dłużej. (...)
(...) "Po drodze" mjr "Antoni" zdążył wyprowadzić mieszkańców domu
profesorskiego przy ul. Koszykowej 75 w bezpieczne miejsce i choć na krótko
wzmocnić pierwsze linie. Przewaga niemiecka była tak miażdżąca, że wczesnym
rankiem (około 600 ) ostały się już tylko dwa punkty oporu: Gmach Główny i
Chemia, walczące przez cały dzień.
Gdy Niemcy spróbowali ataku od strony Fizyki, udało się nam ich powstrzymać
kilkoma, chyba pięcioma strzałami z moździerza, ale zostaliśmy bez amunicji.
Tymczasem Niemcy sprowadzili czołg. Pierwszy strzał (przynajmniej pierwszy,
który zwrócił moją uwagę) rozniósł bunkier na rogu Chemii wraz z kolegą. Okazało
się przy tym, że "bunkry" z płyt chodnikowych stanowiły bardzo słabą ochronę
przed pociskami przeciwpancernymi, nawet małego kalibru.
Niemcy, idąc przez Technologię Chemiczną, Dom Profesorski i Kreślarnię, utknęli.
Słychać było okrzyki: "Hande hoch!", ale nikt nie wychodził. Mjr "Antoni" zdążył
przeprowadzić ewakuację, a wezwania do wychodzenia były potrzebne tylko dla
kurażu zdobywców. Kiedy stwierdzili, że dalsza droga jest zamknięta, spróbowali
obrzucić parę okien w ścianie korytarza granatami. Na I piętrze drogę tarasowała
im szafa przystawiona do okna przy tejże ścianie. Przez szczelinę między szafą a
ścianą rzucali granaty, wprawdzie na razie nieszkodliwie, ale utrudniali nam
życie. Ale prędzej czy później należało się spodziewać, że nabiorą odwagi i
popróbują szturmu. Gdy zameldowałem o tym por. "Karskiemu", polecił wysłać na
poddasze dobrego strzelca "Wichra" z drugim towarzyszem z poleceniem, żeby
wypłoszył tych amatorów rzutu kulą. Nie upłynęła minuta, gdy przez wspomnianą
szczelinę wsunęła się ręka z granatem: "Wicher" zmierzył się z odległości około
25 m i tajemnicza ręka wypuściła granat przy akompaniamencie donośnego wrzasku.
I już było po bitwie.
Tymczasem czołg wycofał się za krzaczki i posłyszeliśmy, że klapa otwiera się.
Wraz z "Wichrem" i jego obserwatorem skoczyliśmy na nowe stanowisko ogniowe i
zobaczyliśmy, że Niemcy najwyraźniej mają chęć odpocząć, raczej przewietrzyć
się. "Wicher" dostał całą łódkę nabojów (aż 5) i ustawił się na upatrzonego.
Zanim Niemcy zorientowali się, co się dzieje, "Wicher" zastrzelił trzech
hitlerowców na pewno, a czwartego: prawdopodobnie. Niepewność polega na tym, że
czwarty czołgista z wieżyczki wydobywając się z wejścia zobaczył kompanów
całkiem nieruchomych, więc obsunął się szybko z powrotem, "Wicher" palnął i
zdawało mu się, że słyszy łoskot czegoś spadającego. Minęło trochę czasu i
zaczął się huraganowy ogień na owo poddasze: karabiny ręczne i maszynowe, parę
pocisków artyleryjskich.
"Wicher"; wraz z obserwatorem, nie pamiętam pseudonimu, wycofali się, trochę
speszeni na podest I piętra na wprost wejścia do Dużego Audytorium Chemicznego.
Akurat przebiegałem i zapytałem o powód zmiany stanowiska. Chłopcy przedstawili
mi aktualną sytuację, więc poleciłem im schronić się na to właśnie piętro, nad
własnymi liniami (dokąd nie strzelano), a przynajmniej znacznie rzadziej i dalej
obserwować. Ale te potyczki "Wichra" okazały się bardzo cenne, bo Niemcy
stracili ochotę do dalszego natarcia, a skupili siły do ataku frontalnego.
Wydaje się, że - z jednym wyjątkiem - Niemcy nie stracili żadnego żołnierza;
jeśli któryś został ranny, to zmykał na własnych nogach - aż dotarł do
sanitariatu. Z naszej strony jeden z chłopców miał ciężkie przeżycie: dostał
serię po hełmie. Mimo że nie odniósł żadnych widocznych uszkodzeń, to
prawdopodobnie doznał wrażenia, jakby wsadził głowęw blaszaną grzechotkę,
zawierającą żelazny groch. Rezultat: szok. Ktoś pomógł mu wycofać się - akurat
hitlerowcy przypuścili szturm - "rozpylaczy". W tej sytuacji pluton "Halamy"
wycofał się pospiesznie, a hitlerowcy wdarli się do sali i utknęli w ciasnych
drzwiach, gdyż wystarczyło kilka luf, aby chwilowo nie dopuścić do rozwinięcia
natarcia. Chłopak zaczął histeryzować, a był jedynym, który umiał się posługiwać
pistoletem maszynowym. Mały dramat, bo trzeba urządzić przeciwnatarcie. Całe
szczęście, że "wypożyczono" specjalistę z "konkurencyjnego" plutonu.
Po 10-15 min. por. "Karski" zarządził przeciwnatarcie z wielkim krzykiem i
silnym ogniem, i niedawni triumfatorzy prysnęli w mgnieniu oka, zalegając na
pozycjach wyjściowych. Niemniej trzeba było oczekiwać następnego ataku.
W przeciwnatarciu brał udział przyszły dr Eugeniusz Rafalski, "Ewa", "Kot" który
uznając, że przeciwnatarcie rozwija się ślamazarnie, wrzasnął: "Naprzód sk.....syny,
bo będę strzelał" :
Podczas tego szturmu przez furtkę wtargnęło kilku Niemców. "Mój" strzelec
wygarnął ze stena. Dwaj "feldgrau" padli, reszta jeszcze szybciej zwiała. Leży
dwóch Niemców, a to co ważniejsze - dwa karabiny z ładownicami.
Jeden z saperów już nie żył a drugi był ciężko ranny zabraliśmy karabiny i
oporządzenie, a rannego ściągnęliśmy. Dostał postrzał w ładownicę i parę naboi
wybuchło. Okazało się, że eksplodowały 3 sztuki. Musiałem go przesłuchać. Na
pytania odpowiadał chętnie, podał pełną nazwę jednostki, oczywiście zanotowałem
i natychmiast zapomniałem, wiek nie skończył dwudziestki, bodajże 18 lat. Już
nie pytany dorzucił: ,,6 tygodni temu wyszedłem z lazaretu..." Poprosił o wodę,
ale tylko umoczył wargi. Nie mógł pić. Prawie w tej chwili dopadł go patrol
sanitarny; mimo ostrożności przy przekładaniu, twarz skurczyła mu się grymasem
bólu. Dziewczęta szybko przetransportowały go do szpitalika.
Nazajutrz pytałem, czy żyje. Zmarł o 2.00 w nocy, mniej więcej po 2 godzinach od
zranienia... Zrobiłem co do mnie należało, wszyscy wykonaliśmy to, do czego
byliśmy zobowiązani.
Po południu Niemcy poniechali walki o Chemię, w zamian za to rozgorzała bitwa o
Gmach Główny. Nieprzyjaciel skoncentrował większe siły, wykorzystując zalety
terenu oraz "goliat y" (bezzałogowe miniczołgi zdalnie sterowane). Atak czołgów
nie dał rezultatu, powstańcy użyli butelek z benzyną, 2 czołgi stanęły w ogniu.
Najgroźniejsze okazały się "goliaty", które kruszyły mury (50 kg trotylu!) i
spowodowały pożar nie do ugaszenia. O ile pamiętam, podczas natarcia Goliathów
udało się przestrzelić kabel sterujący i unieruchomić jeden tego typu czołg.
Odcinek "Chemia", dobrze obsadzony wojskiem, nie był w stanie dopomóc "Głównemu"
z powodu braku amunicji. Pośrednio chroniliśmy prawe skrzydło Gmachu Głównego
przed możliwością ataku; Niemcy skierowali całe wysiłki na front od 6 Sierpnia
oraz na skrzydło od strony Kotłowni. Z rozkazu por. "Karskiego" wysłałem gońca z
żądaniem 300 sztuk amunicji. Po długim oczekiwaniu goniec wrócił z ... trzema
magazynkami (15 sztuk). Sytuacja beznadziejna, nasi strzelcy próbowali zapolować
na pojedynczych ukrytych hitlerowców. .
Teraz rodzi się pytanie: dlaczego Niemcy nagle odstąpili od ataku na Chemię,
skupili zaś wysiłki na Głównym Gmachu? Odległość między Chemią a pozostałymi
gmachami była niewielka, tak że dobry "granatobol" mógłby dorzucić swój ładunek
na drugą stronę, może z wyjątkiem Gmachu Fizyki. Użycie broni pancernej, a nawet
"goliatów" wymagałoby przedefilowania wzdłuż murów. Tymczasem Gmach Główny można
było atakować z różnych stron, nawet skrycie. (...)
Politechnika Warszawska, zabudowania Kreślarni
Ostatecznie o godz. 18.30 Politechnika padła - jak twierdzi historyk powstania
płk. Borkiewicz. Nie jest to zgodne z rzeczywistością, gdyż dopiero po tej
godzinie zaczęło się wycofywanie obsady Chemii, trwające do ok. 22.00.
Utrata Gmachu Głównego była dotkliwym ciosem. Zginęło wielu żołnierzy, m.in.
młodszy syn prof. Woyno. Poległ podczas szturmu na Główny, otrzymawszy kulę
prosto w serce.
Prof. Woyno (mineralog) był częstym gościem na terenie, bo udział w Powstaniu
brał jego syn (niespełna 20-letni). Starszy syn, oficer broni pancernej, poległ
w 1939 r.; młodszy po wybuchu walk, przebrał się w mundur brata - z wyjątkiem
dystynkcji - wciągnął hełm pancerniacki, także po bracie. Pełen życia, wesoły, w
każdej chwili gotowy i do śmiechu i do walki. Nie dano mu było długo cieszyć się
życiem.
Został ciężko ranny plut. Wagner", któremu trzeba było amputować rękę.
Śmiertelną ranę odniósł plut. "Lewiński", Witkowski, jedyna ofiara wśród naszego
plutonu. W ferworze walki nikt nie zauważył jego ranienia. Dopiero po 2 dniach
zorientowaliśmy się, że go brak, Rozesłałem gońców po szpitalach. Za późno, już
umarł.
W Gmachu Głównym hitlerowcy rozstrzelali kilku rannych i odciętych od głównych
sił powstańców...
Podczas powolnej, rozmyślnie powolnej, ewakuacji jeszcze nie wierzyliśmy w
rozkaz odwrotu. Niemniej przed zachodem słońca pierwsze linie zostały wycofane,
a o zmroku pozostały tylko czujki w korytarzu między wejściem do Gmachu Chemii a
laboratorium metalurgii. Potem zamknęliśmy i zaparliśmy drzwi z korytarza.
Podobne czujki stanęły na wprost Audytorium i na prawym skrzydle. Por. "Karski"
obrał sobie stanowisko na lewym skrzydle, tworząc z plutonu (ex)-moździerzy
grupę osłonową. Jeszcze w trakcie dogorywania Gmachu Głównego panował względny
spokój. Ale z tego okresu nie mam żadnych wspomnień. Coś robiłem, biegałem z
rozkazami por. "Karskiego", ale jakbym usnął. Pamiętam, że wcześniej woźny z
Gmachu Chemii, który mieszkał w przyziemiu o parę kroków od wejścia, dopytywał
się, czy może zostać, czy trzeba uciekać na drugą stronę. Zapewniłem (!) go, że
mu nic nie grozi, a w razie odwrotu uprzedzę go. Słowa dotrzymałem, tylko
częściowo, bo ostateczny rozkaz opuszczenia stanowisk w Gmachu Chemii przyszedł
nagle.
O zmroku pozwoliliśmy sobie na kolację, po raz pierwszy od 24 godzin. Na posiłek
ten złożył się bochenek komiśniaka na ok. 20 osób "łup" zdobyty na którymś z
saperów niemieckich i niezbędnik z 50 g masła i dużą łyżką pasztetówki.
Wieczerza trwała krótko, nam zachciało się tym bardziej jeść. Siedzieliśmy
cicho, zmęczeni zarówno fizycznie, jak - przede wszystkim - psychicznie, gdy
jeden ze strzelców wspomniany wyżej "Wicher", krzyknął: "Niemcy".
Por. "Karski" sięgnął momentalnie po pistolet, a ja - wprawdzie miałem pistolet,
ale bardziej wierzyłem w karabin - po Mauzera, który odłożyłem pod ścianą. Przez
szybkę w drzwiach majaczyła jakaś twarz. Porucznik strzelił na wprost siebie - z
odległości może 5 kroków. Twarz znikła, przez drzwi rozległ się gwałtowny ogień
karabinowy. Strzelało z 5 hitlerowców. Strzelali praktycznie bez przerwy,
uciekając w przeciwną stronę.
Drzwi, o których mowa, znajdowały się na wprost szeregu 3 stołów
laboratoryjnych, a za ostatnim stołem były drugie drzwi, umieszczone naprzeciwko
pierwszego wyjścia albo wejścia, co kto woli. Żeby wycofać się npl musiał obejść
stoły i dotrzeć do tych drugich drzwi.
Chwyciwszy karabin ukląkłem na jedno kolano i oparłem się prawą stroną ciała o
ścianę. Kiedy płomyki stały się prawie prostopadłe udałem się w kierunku drzwi,
przygotowałem i orientując się po błysku wystrzału, strzeliłem.
Zapadła cisza, ani Niemcy, ani Polacy więcej nie strzelali. Tak więc, gdzieś
między 2100 a 2200 padł ostatni strzał w bitwie o Politechnikę, ściślej zaś
mówiąc o Gmach Chemii.
Nazajutrz, koledzy z drugiej czujki mówili mi, że gdy rzucili się do okien, w
blasku płomieni pożaru Politechniki dostrzegli cienie uciekających Niemców. Z
chwilą ustania strzelaniny jeden z nich upadł.
Utarczka ta toczyła się z udziałem granatów. Jeden z Niemców rzucił granat, na
szczęście zaczepny prosto w "Wichra", który z kolei znajdował się o 2-3 kroki
ode mnie. Granat wybuchł, oczywiście zbił z nóg chłopaka, przy czym rozwaliła mu
się butelka z benzyną. Jakimś cudem zapalnik nie zadziałał, tylko kwas sprawił
prysznic spodniom "Wichra" .
Na wieść o rozkazie wycofania się z Politechniki, późną nocą rozleliśmy resztę
benzyny na stoły laboratoryjne w Chemii i podpaliliśmy, żeby stworzyć zaporę
między nami a nieprzyjacielem. Gmach Główny żarzył się z lewej strony, na wprost
widmowo pełzały płomienie Chemii spaliła się niewielka część, a najgroźniejszy
widok przedstawiał pożar Gmachu Fizyki. Budynek stanowił patio czy szyb, nakryty
szklanym dachem. Gdy hitlerowcy podpalili gmach - dałbym głowę, że rozmyślnie,
bo Fizyka szybko znalazła się w ich rękach - wieczorem wszystkie okna były
iluminiowane a szyb Fizyki wyglądał jak wulkan czy czeluść wielkiego pieca.
Wiatr dmuchał snopem płomieni i iskier wysokim powyżej 10 m.
Po wycofaniu się zajęliśmy stanowisko na ul. Noakowskiego 18 i 20 na wprost
"Chemii". Trochę czasu zabrało nam uporządkowanie terenu, zameldowanie się w
dowództwie, ale bez kłopotów, bo por. "Karski" wziął je na siebie (raport), a ja
wróciłem na leże. Przy okazji znalazło się parę słoików konfitur, którymi obecni
sprawiedliwie się podzielili. Cały pluton bez wyznaczenia służbowych, wart itd.
ogarnął sen, dozór objęły oddziały, które były mniej zmęczone i oddziały
kobiece.
Była już pewnie północ, żołnierze - po około 20-godzinnym naprężeniu - walili
się z nóg, zasypiając na stojąco. Por. "Karski", wybrawszy najmniej zmęczonych,
wystawił straże. O ile pamiętam, znalazło się paru chętnych, którzy ofiarowali
się czuwać całą noc. Ktoś z obecnych - bodajże kobieta, prawdopodobnie lekarka
lub farmaceutka - zaproponował, żeby obdzielić wartowników roztworem kofeiny w
ampułkach. Na rozkaz więc por. "Karskiego" wartownicy wypili po jednej dawce, a
gdyby im się znów zachciało spać mają otworzyć następną ampułkę. Poza tym
wartownicy mieli stać, lub chodzić, nie siadać!
Po zwolnieniu położyłem się i usnąłem jak kamień, chyba jeszcze przed położeniem
się.
Aż korci, żeby z ułamków informacji - mimo ich subiektywizmu - spróbować
wyciągnąć wnioski z bitwy o Politechnikę. Dla dr. nauk humanistycznych Antoniego
Przygońskiego i dla gen. Kirchmayera walki w rejonie Politechniki w ogóle nie
istnieją. Płk Borkiewicz w książce "Powstanie Warszawskie", poświęca bitwie o
Politechnikę niespełna 3 str. i mapkę. Nie znalazłem też żadnych danych na ten
temat w innych monografiach. Niewątpliwie w stosunku do walk o Stare Miasto lub
Wolę, Politechnika stanowiła front trzeciorzędny, jeśli mierzyć jego znaczenie
względnym spokojem. Śródmieście leżało na uboczu najwrażliwszych niemieckich
szlaków komunikacyjnych, Niemcy więc musieli oszczędzać siły na ważniejsze, a
zaciekle przez nas bronione cele.
Niemniej na tym "cichym" froncie toczyły się uporczywe boje, w których
hitlerowcy utracili szereg pozycji. Być może, iż niepowodzenia w poszczególnych
punktach zmusiły dowództwo niemieckie do rozważenia ewentualności zmiecenia
Politechniki z drogi blokującej szlak 6 Sierpnia - Chałubińskiego, a częściowo
odcinka ulic Noakowskiego - Polna. Z tego względu Politechnika stanowiła zaporę
bądź nie do przebycia lub - w nocy - dość trudną.
Likwidacja Politechniki pozwoliła Niemcom odetchnąć, choć nie bez znaczenia były
niemieckie straty w ludziach i sprzęcie. Dlatego też front utrwalił się na
odcinku ul. Noakowskiego aż do końca powstania.
Według danych oficjalnych npl rozporządzał 7000 żołnierzy, co najmniej 6
czołgami, liczną artylerią, bronią stromotorową oraz maszynową, w tym
najcięższymi karabinami maszynowymi. Siły powstańcze były ok. lO-krotnie
słabsze. Dowództwo Zgrupowania "Golski", wchodzące w skład najliczniejszego,
lecz najsłabiej uzbrojonego I Obwodu Śródmieścia kontrolowało odcinek długości
ponad 800 mi szerokości 600 m, ograniczony ulicami: Marszałkowską, Placem
Zbawiciela, Mokotowską, Polną, 6 Sierpnia, Koszykową i Piusa-I. Poza tym trzeba
było strzec sieci arterii dolotowych, prowadzących od Pola Mokotowskiego do
"gwiazdy" placu Politechniki, a zagrożonych uderzeniem w głąb pozycji "Golskiego".
Relacja kpr. pchor. "Kowalskiego II":
(...) W dniu 19 sierpnia Zgrupowanie mogło liczyć ponad 1000 ludzi. Płk A.
Borkiewicz oceniał siły "Golskiego" według stanu z 6 sierpnia na 1200
powstańców, lecz ci ostatni posiadali bardzo nikłe uzbrojenie. Zatem dane są
niemal zgodne. Nie zapominajmy jednak, że dużą część obsady trzeba było trzymać
w rezerwie na wypadek wspomnianego uderzenia. Dlatego też proporcje sił 1: 1 O
wydają się raczej za małe niż przesadzone.
Spektakularny dowód słabości załogi Politechniki stanowi fakt, że po ściągnięciu
wszystkich placówek do dwóch gniazd oporu: Gmachu Głównego i Chemii, dopiero ich
uzbrojenie wystarczyło do wstrzymania naporu nieprzyjaciela. A gdzie amunicja?
Gdzie wsparcie ogniowe?
Poza tym nie wiedzieliśmy - a co ujawniło się dopiero po wielu latach - że
dowództwo Okręgu Warszawskiego (płk "Montera") dało się zwieść pozornym spokojem
i bezplanowością działań Niemców i że łączność między oddziałami i dowództwem
była bardzo powolna! Za przykład niedostatecznej organizacji łączności między
poszczególnymi ogniskami powstania może służyć zdarzenie, że płk "Monter", druga
osoba po gen. "Borze", dowiedział się o upadku Politechniki dopiero nazajutrz po
południu (według płk. Borkiewicza - str. 294), czyli po ok. 20 godzinach. Na
razie wiedział tylko, że w nocy nieprzyjaciel zajął Gmach Fizyki. W tych
okolicznościach nie dziwi, że nasze domaganie się amunicji pozostało niemal bez
echa. Zapasy Batalionu były wieczorem na wyczerpaniu, a możność"pożyczek" -
niewielka, przede wszystkim z powodu fatalnej łączności. (...)
Politechnika Warszawska, zabudowania Wydziału Chemii
Według "Zarysu historyczuego" (okres lat 1939-1944), który opracowali Witold
Deptuła, Wacław Kossowicz, Zbigniew Wiśniewski, Zdzisław Zakrzewski (Warszawa,
1973 r.), walki na Politechnice Warszawskiej miały następujący przebieg:
(...) Z 18 na 19 sierpnia od świtu Niemcy rozpoczęli silne natarcie na
Śródmieście Południowe z głównym wysiłkiem na odcinek Politechniki.
Około godziny 3.00 nieprzyjacielskie dwa ciężkie czołgi i dwa średnie wjechały
na Pole Mokotowskie, biorąc pod ogień stanowiska batalionu przy ulicy Polnej i
barykady u zbiegu 6 Sierpnia, Śniadeckich, Lwowskiej i Noakowskiego. Wkrótce z
drugiej strony, od skrzyżowania Koszykowej z Al. Niepodległości odezwały się dwa
inne czołgi bijące gwałtownym ogniem na Politechnikę, wspierane pociskami
granatników z Ministerstwa Komunikacji.
O godzinie 400 do ostrzeliwania rejonu przyłączyła się artyleria od strony Fortu
Mokotowskiego ześrodkowując ogień na ulice Noakowskiego, Lwowską i Koszykową.
Pod osłoną tej kanonady ruszyło o brzasku natarcie piechoty nieprzyjacielskiej
na Politechnikę od Pola Mokotowskiego i Szpitala Okręgowego przy ulicy 6
Sierpnia.
Pod naporem huraganowego ognia rozpoczęło się wycofywanie naszych placówek plut.
"Betto" z Kompanii por. "Karskiego" ze stanowisk w gmachu Aerodynamiki, plut.
"Zygmunta", Witolda Deptuły z plutonu 161 ze stanowisk w budynku Mechaniki od
strony 6 Sierpnia i z Kotłowni. Doszło do walki wręcz. Pod nad naporem silnego
ognia broni maszynowej wycofano się do Gmachu Głównego, w walkach tych poległ
szer. Andrzej Woyno.
Nieprzyjaciel wtargnął także na teren Politechniki od strony Al. Niepodległości
do gmachu Elektrotechniki.
O godzinie 500 rozwinęło się natarcie od ulicy Koszykowej z Ministerstwa
Komunikacji na stanowiska ppor. "Halamy", Jerzego Koprowskiego, wsparte silnym
ogniem karabinów maszynowych.
Nieprzyjaciel zajął budynek profesorski od ulicy Koszykowej i wtargnął do gmachu
Nowej Kreślarni wypierając placówki 1 Kompanii por. "Karskiego".
Placówki ppor. "Halamy" obsadzające gmach Technologii Chemicznej zaatakowane z
trzech stron musiały się wycofać w ciężkich warunkach.
Wycofała się także placówka z gmachu Fizyki do gmachu Starej Chemii.
Pod silnym ostrzałem ewakuowano część mieszkańców Domu Profesorskiego.
W tym właśnie momencie mjr "Antoni", Kazimierz Falewicz przeprowadził na czele
dwóch drużyn przeciwuderzenie na gmach Mechaniki, odebrał go ze stratą dwóch
rannych, zdobył 2 karabiny, wziąwszy do niewoli 1 rannego żołnierza
niemieckiego.
Wobec opanowania przez nieprzyjaciela gmachu Nowej Kreślarni mjr "Antoni"
ściągnął oddziały do gmachu Głównego i sąsiedniego gmachu Starej Chemii, które
przygotowano do obrony. Tymczasem nadbiegły z pomocą trzy oddziały - oddział
odwodowy kpt. "Golskiego" z ... "Pilitowskim" (Adamskim) adiutantem "Golskiego,
uzbrojony w Schmeisser, Pluton por. ,,Rarańczy" z batalionu "IWO" i drużyna z
odwodu płk. "Topora".
Nadto kpt. "Golski" rzucił drużynę na Pole Mokotowskie, skąd celnymi strzałami
"piata" z odległości około 60 metrów spędzono 3 czołgi w kierunku Al.
Niepodległości. Około godziny 15.30 na teren Politechniki wjechały przez
niezamkniętą bramę od ulicy Koszykowej 2 ciężkie czołgi; w walce z nimi zginęło
kilku powstańców, lecz oba czołgi podpalono butelkami z benzyną.
Przeciwnatarcie na gmach Nowej Kreślarni załamało się w silnym ogniu
nieprzyjaciela. Od ognia artyleryjskiego powstało wiele pożarów; spłonął dom
mieszkalny - narożny Lwowska 1 (apteka), uratowano siedmiopiętrowy dom przy ul.
Noakowskiego lO, gdzie podczas gaszenia pożaru poniesiono straty.
Wiele domów przy ul. Lwowskiej zostało podziurawionych pociskami.
O godzinie 1400 odparto drugie natarcie na gmach Główny i gmach Starej Chemii.
Szturmująca piechota niemiecka poniosła znaczne straty. W walkach tych wyróżnił
się kpr. ,,Brzytwa", Franciszek Rytwiński obsługujący ciężki karabin maszynowy -
za męstwo i odwagę został odznaczony Krzyżem Walecznych i awansowany do stopnia
sierżanta. Dowódca plutonu 161 sierż. "Wagner", Ziemowit Karpiński ciężko ranny
- stracił rękę, został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari.
O godzinie 1630 Niemcy wznowili ostrzał wypuszczając na gmach Główny kilka
"Goliatów. Wybuchy uczyniły duży wyłom, przez który wpełzł jeden "goliat" do
pomieszczeń biblioteki, rozrywając się wewnątrz gmachu. Powstał wielki groźny
pożar, którego niepodobna było ugasić przy skutecznym ostrzale wroga.
O godzinie 18.30 pod gmachem wybuchły dalsze 4 "goliaty" rozszerzając pożar na
cały parter Gmachu Głównego.
Około godziny 19.00 mjr "Antoni" zarządził ewakuację wszystkich plutonów. Około
godziny 20 rozpoczęła się ewakuacja przez tunel pod jezdnią na ul. Noakowskiego,
na drugą stronę, do sąsiednich domów przygotowanych do obrony. (...)
Podsumowanie 19 dnia Powstania
5 dzień ataku na Politechnikę Warszawską zakończył się niemieckim sukcesem. Od
godz. 4.00 do godz. 6.00 Niemcy zdobyli 11 budynków. Walki o pozostałe dwa
budynki trwały od 6 do 20°°. O godz. 22° ostatni nasi żołnierze opuścili Chemię.
Walkę przerwano, ponieważ w żadnym już oddziale 6 Zgrupowania nie było już
amunicji i granatów.
Należy zwrócić uwagę, że w walkach o PW naszym przeciwnikiem były regularne
oddziały Wehrmachtu i SS, uzbrojone w najnowocześniejszą broń ofensywną. Mimo
to, przygotowania do zdobycia przez Niemców PW trwało 4 dni. Niemcy użyli
lotnictwa, ciężkiej artylerii, czołgów, "Goliatów", moździerzy i piechoty.
Zajęto pozycje po parzystej stronie ul. Noakowskiego.
Silny ostrzał artylerii niemieckiej. Płoną domy na ulicach Hożej, Wspólnej.
Żurawiej przy ulicach Marszałkowskiej i Nowogrodzkiej.
Lista poległych w dn. 19 sierpnia w walkch o Politechnikę Warszawską
1. Kosik Tadeusz. Aleksy. strz. "Madej", plut. 120, I Kompanii,.
2. Przewłocki Zygmunt-Maria, harcerz,.
3. Rosuł Antoni, strz. z cenz. "Korwin" pluton 149,
4. Romański Tadeusz, strz. "Tadek" z V Kompanii plut. 150,
5. Semadeni Andrzej, "Allan", strz. plut. 161/158,
6. Semadeni Tadeusz "Witold", przewodniczący WSS Podobw. Śródm. Płd.
7. Witkowski Witold, Mieczysław, kpr. pchor. plut. pożarniczy.
8. Wojtczak Tomasz, Antoni, strz. "Tom" I Kompanii,
9. Woyno Andrzej, strzelec, pluton 161..
10. plut. Henryk Witkowski, "Lewiński", plut. 161, I Kompanii.
11. Janiurek Karol, kpt. "Wiśniewski.
12. strz. "Łamigłowa".
13. N.N. strz. "Chwast" z "Odwetu".
14. Piekarski Jan, strz. 1 Szwadronu Strzelców Motorowych.
15. Piekarski Tadeusz, strz. 1 Szwadronu Strzelców Motorowych. .
<< wstecz
|